Weekend z bretońskimi blogerkami / Le weekend #Breizhblogueuses 2015

Ostatni weekend, dzięki uprzejmości Fans de Bretagne, spędziłam wspólnie z moimi koleżankami, bretońskimi blogerkami ze stowarzyszenia #Breizhblogueuses na dorocznym „zjeździe”. Spotykamy się częściej niż raz do roku, ale przy okazji tych spotkań jest okazja dłużej ze sobą pobyć jak i zobaczyć się w większym gronie. Za pierwszym razem byłyśmy w La Gacilly (tam, gdzie powstają kosmetyki Yves Rocher!) oraz w lesie Brocéliande znanym z legend arturiańskich. Rok później zwiedzałyśmy domy na drzewach i na wodzie w Le Domaine des Ormes, a tym razem w planach był archipelag wokół wyspy Molène.

 Le week-end dernier, grâce aux Fans de Bretagne, j’ai passé de bons moments avec mes copines de l’association #Breizhblogueuses. Cette rencontre annuelle est déjà devenue une tradition et même si on se voit plus souvent qu’une fois par an (fort heureusement !), c’est là qu’on a l’occasion de se réunir en plus grand comité et de passer ensemble plus de temps. La première fois, nous sommes allées à La Gacilly et dans la forêt de Brocéliande. L’année suivante, nous avons découvert les cabanes dans les arbres et sur l’eau dans le Domaine des Ormes. Cette fois, nous devions voir l’Archipel de Molène.

Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany i tuż przed wyjazdem program został zmieniony. Miałyśmy wyjątkowego pecha, gdyż przez cały wcześniejszy tydzień (z sobotą włącznie) towarzyszyła nam piękna pogoda, ale faktycznie w niedzielę przyszło ochłodzenie, deszcz i niestety silny wiatr uniemożliwiający wycieczkę na wyspy. Możecie się domyślić, że dla mnie strata nie była aż tak duża, gdyż jako jedyna z grupy znam i Molène, i piękny wianuszek wysp dookoła – ze spokojem przyjęłam więc plan B. Jednak inne uczestniczki zjazdu, mimo rozczarowania, także przyznały, że alternatywa była dobrze przemyślana.

Malheureusement, à cause du temps, cela n’a pas pu se faire. On n’a vraiment pas eu de chance, car toute la semaine (samedi inclus) il avait fait beau, mais effectivement, dimanche le mauvais temps est arrivé et un vent fort s’est levé. Vous pouvez imaginer que pour moi la déception n’était pas si énorme, car je connais très bien Molène et j’ai également pu découvrir l’archipel, mais pour les autres filles, c’était vraiment dommage. Cependant, on a toutes su reconnaître que le plan B avait été très bien assuré. L’essentiel en Bretagne est de savoir s’adapter et de garder le sourire quelle que soit la météo.


Rozpoczęłyśmy od zwiedzania urokliwego portowego miasteczka Le Conquet sobotnim popołudniem. Wiele razy pokazywałam Wam je już na blogu, tamtego dnia sięgałam więc po aparat zdecydowanie rzadziej niż koleżanki. Kilka nowych ujęć jednak przywiozłam.

On a commencé samedi après-midi par la visite du beau village portuaire, Le Conquet. Je vous l’ai déjà montré plusieurs fois sur le blog, ce jour-là je ressentais donc nettement moins le besoin de sortir mon appareil que les copines (ce qui m’a d’ailleurs fait bizarre, moi qui ai l’habitude de ‘mitrailler’). Malgré tout, j’ai pris quelques nouveaux clichés.
Atrakcją był dla mnie nocleg w hotelu – również dlatego że mieszkając zaledwie kilka kilometrów dalej, nigdy bym się tam sama nie wybrała. W hotelu „Au bout du monde” („Na końcu świata”) spodobało mi się bardzo serdeczne i ciepłe przyjęcie, wystrój z dużą ilością drewna, balkony w naszych pokojach oraz pyszne śniadanie w niedzielny poranek.

On a été très bien accueillies à l’hôtel ‘Au bout du monde’ au Conquet. Cette expérience était plutôt inédite pour moi, car habitant quelques kilomètres plus loin, je n’y serais sans doute jamais allée. Ce que j’ai particulièrement aimé à l’hôtel, c’était l’attitude bienveillante du personnel, beaucoup de joli bois dans la déco, de petites terrasses fort sympahiques et un très bon petit-déjeuner le dimanche matin.
Wracając jeszcze do sobotniego wieczoru- na kolację udałyśmy się do naleśnikarni ‘Louise de Bretagne’, którą dobrze znam i którą już polecałam Wam na blogu. Byłam tam już kilkakrotnie i nigdy się nie zawiodłam – tym razem też nie.


Pour revenir encore au samedi soir, on a dîné dans une excellente crêperie au Conquet: ‘Louise de Bretagne’. Je vous ai déjà recommandé cette bonne adresse et je le ferai encore une fois : je n’ ai jamais été déçue par leurs bons petits plats.
W niedzielę rano wybrałyśmy się na Pointe Saint-Mathieu – po wspięciu się na latarnię morską nie miałyśmy już żadnych wątpliwości, jak mocno wiało tego dnia.

Dimanche matin, on a pu monter jusqu’en haut du phare de la Pointe Saint-Mathieu et constater, si jamais on en doutait encore, que le vent était bien présent ce jour-là !
Na latarnię weszłam pierwszy raz w sierpniu dzięki odwiedzinom czytelników bloga (których serdecznie pozdrawiam, jeśli to czytają), jednak i tym razem dowiedziałam się czegoś nowego- że ta wieża, którą widzicie poniżej, była kiedyś latarnią, pierwszą wybudowaną w tym miejscu. Pani przewodnik zdradziła nam też, że punktem Finistère najdalej wysuniętym nie zachód nie jest wcale la Pointe du Raz, tylko… la Pointe de Corsen! Gdybyście się tam wybierali, to wiedzcie, że piękną plażę na tym przylądku szczególnie upodobali sobie nudyści – oszczędzę Wam kolejnego zaskoczenia.

Je suis déjà montée en haut du phare cet été avec les lecteurs du blog, mais cette fois, j’ai appris quelque chose de nouveau. La tour visible sur la photo ci-dessous, ce sont des vestiges du premier phare bâti sur la pointe ! Et puis la guide nous a trasmis une information qui va sans doute étonner plusieurs d’entre vous (tout comme elle m’avait surprise) : le point le plus à l’ouest du Finistère n’est pas la Pointe du Raz, mais apparemment la Pointe de Corsen ! Pour vous éviter d’autres surprises, sachez que si vous y allez, vous tomberez également sur une plage nudiste plutôt prisée !
Rzut okiem na przepiękne konie i jedziemy dalej. Kierunek: Porspoder!
Un coup d’œil sur de très beaux chevaux et puis on se met en route, en direction de Porspoder.
Naszym celem była wysokiej klasy restauracja Château de Sable (dosłownie: 'Zamek z piasku'), gdzie czekał na nas rewelacyjny- jak miało się okazać- obiad. 

On était attendues dans le très bel hôtel- resto Château de Sable. 
Posiłek jadłyśmy z widokiem na ocean i na urocze czarne owieczki.


La vue de la salle où nous avons déjéuné était plus qu’appréciable : en plus d’une vue mer, on admirait par la fênetre de jolis moutons noirs.

Zanim jednak przeszłyśmy do degustacji, wysłuchałyśmy właściciela hotelu i restauracji, który opowiedział nam historię tego miejsca. Wszystko zaczęło się od zamku: Château de Kergroadez, który wraz z żoną kupili i wyremontowali, a następnie tchnęli w niego nowe życie, otwierając jego drzwi dla publiczności i organizując na miejscu różne wydarzenia. Następnie pojawił się pomysł wybudowania hotelu i restauracji utrzymanych w ekologicznym duchu, spójnym z piękną i surową naturą dookoła.

Avant la dégustation, nous avons écouté le propriétaire du lieu qui nous a raconté son histoire. Tout a commencé par le Château de Kergroadez qu’il a acheté et restauré avec sa femme. Ensuite, ils lui ont donné une nouvelle vie, en ouvrant les portes au public (ce que je trouve formidable, au passage) et en organisant de divers événements là-dedans. Plus tard, l’idée d’un resto-hôtel avec vue mer est venue, et sa déco allait s’inspirer de la belle et sauvage nature des alentours.
Podobało mi się to, że również wystrój sali jak i dekoracja stołu nawiązywały do natury. A co do jedzenia, była to prawdziwa rozkosz dla podniebienia! Sezonowe, finezyjne, ale jednocześnie dość proste dania, ze świetnej jakości składników (organiczne warzywa uprawiane są przy zamku w Kergroadez!) – czego chcieć więcej? Dla wszystkich, którzy twierdzą, że małymi porcjami w takich restauracjach nie można się najeść - zaświadczam, że było wręcz przeciwnie.

J’ai bien aimé la cohérence au niveau de la déco de table et de la vaisselle : tout s’inspirait de la nature. Et en ce qui concerne la nourriture, je me suis vraiment régalée ! Mais cela ne pouvait pas en être autrement avec de si bons plats de saison, raffinés et en même temps plutôt simples, dans le bon sens du terme. Pour la curiosité : les légumes bio viennent du château de Kergroadez !
Po posiłku miałyśmy możliwość obejrzenia apartamentu hotelowego, który w swojej zamierzonej prostocie był naprawdę piękny.

Après avoir plus que bien mangé, on a eu la chance de voir une très belle suite. 
Następnie grupa udała się do Landerneau na wystawę Giacomettiego, na którą mnie inne obowiązki nie pozwoliły dotrzeć. To był wspaniały weekend, nie mogę się już doczekać kolejnej edycji!

Pour finir le week-end en beauté, mes copines sont partie voir l’expo Giacometti à Landerneau. Je n’ai pas pu y aller, mais je suis quand même rentrée chez moi avec de belles images plein la tête. Un grand merci aux Fans de Bretagne pour ce week-end fort en jolis paysages et en bonnes saveurs ! 

Komentarze / Commentaires

  1. Encore un superbe weekend, même si le temps n'était pas de la partie! Ce la m'a fait plaisir de te revoir, à très vite :)

    ReplyDelete
  2. J'étais très contente de te revoir et de discuter , à très bientôt j'espère !

    ReplyDelete
  3. J'ai été ravie de faire ta connaissance!!!!
    Mince, j'avais pas entendu la guide quand elle a parlé de la plage de nudistes...!!!!! ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. La guide n'en a pas fait mention...:))) J'ai fait cette découverte moi-même, en me baladant une fois par là-bas !

      Delete
  4. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  5. Kasiu, jak zawsze piękne zdjęcia! Jedzenie wygląda smakowicie. Chętnie bym skosztowała :)
    Dziękuję za wirtualną wycieczkę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Marto, dziękuję! Jedzenie było naprawdę wspaniałe. Może kiedyś wybierzemy się tam razem, jak nas odwiedzicie. :) :) Ku mojemu (miłemu) zaskoczeniu, ceny wcale nie są tam odstraszające.

      Delete
  6. Jak zwykle przepiękne zdjęcia! Chciałabym być w każdym z tych miejsc.
    Okna na całą ścianę w restauracji Château de Sable - świetne.
    Nie wiem czy znasz książkę którą napisała Monika Szwaja - "Matka Wszystkich Lalek". Jej akcja rozpoczyna się i częściowo dzieje niedaleko od Ciebie - na wyspie Île-de-Sein. Byłaś tam kiedykolwiek?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cześć Jolu, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i wzmiankę o książce! Sein to jedna z moich ukochanych wysp: jest niewielka, malownicza, pełna kolorów, wąskich uliczek i urokliwych zaułków. Do tego kojarzy mi się bardzo wakacyjnie. :) Jeśli masz ochotę rzucić okiem, pisałam o niej tutaj: http://www.bretonissime.com/2013/08/wyspy-bretanii-sein-les-iles-bretonnes.html a tu wstawiłam kilka zdjęć z sierpniowego wypadu (będzie więcej!): http://www.bretonissime.com/2015/08/bretonskie-wyspy-praktycznie-les-iles.html

      Pozdrawiam Cię ciepło :) Jaka to radość czytać komentarze od stałych czytelników!

      Delete
    2. Jestem stałą czytelniczką bloga i (głównie) oglądaczką Twoich cudnych zdjęć. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że te rejony Francji są tak interesujące. Moja wiedza (teoretyczna niestety) ograniczała się do Paryża, zamków nad Loarą i Prowansji. Dzięki Twojemu blogowi oglądam region który zauroczył mnie. Mam nadzieję, że może kiedyś będzie mi dane poznać osobiście te piękne zaułki miasteczek i wietrzne wybrzeże.
      A zdjęcia wyspy oglądałam już wcześniej, ale ponieważ nie znam języka francuskiego, to nie skojarzyłam, że Sein to to samo co Île-de-Sein :)
      Pozdrawiam cieplutko z coraz zimniejszych Gór Świętokrzyskich.

      Delete
    3. Jolu, trzymam kciuki, żeby udało Ci się dotrzeć do Bretanii! Takie komentarze jak Twoje są niezwykle cenne i motywujące do dalszej pracy. Dziękuję Ci! :)

      Delete
  7. A propos książek, jeżeli lubicie kryminałki to polecam prozę Jean- Luc Bannalec, ich akcja toczy się w Bretanii.
    Twoja wierna czytelniczka, która zakochała się w tym skrawku ziemi.
    Gorące pozdrowienia dla Ciebie Kasiu i miłośniczek Twojego bloga

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję Ci bardzo Lilo- za miłe słowa i za polecenie książek. Naprawdę się cieszę, że zaglądasz regularnie na bloga. Mam nadzieję, że uda Cię wrócić tutaj i że wtedy się spotkamy!

      Delete
  8. Coucou Kasia
    tes photos sont très jolies, une belle ambiance ce week-end et pour moi l'occasion de faire ta connaissance ainsi que Celles des filles et je en suis ravie! J'espère te revoir bientôt.
    Je aussi l'expo manqué, une prochaine fois ?
    Belle journée

    ReplyDelete
    Replies
    1. Merci Lili, j'étais heureuse moi aussi de te rencontrer!

      Delete
  9. C'était vraiment très sympa malgré le changement de programme à la dernière minute! Comme tu le dis, par ici il faut toujours avoir un Plan B!
    Bises

    ReplyDelete
  10. Fajne muszą być takie spotkania, odrobinkę zazdoszczę :)
    Naleśnik wygląda mega bosko, zapewne tak samo smakował...mniam!!!
    Pozdrawiam:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Masz rację, takie spotkania to wisienka na torcie przy pracy nad blogiem. Na co dzień poświęcamy temu sporo czasu, serca i wysiłku, a od święta spotykamy się i... no właśnie, świętujemy. :) Pozdrawiam Cię ciepło!

      Delete
  11. Çà à l'air trop bon ce que vous avez mangé !! Mmmm !

    ReplyDelete