Niedługo
miną trzy lata, odkąd przeprowadziłam się do Bretanii. Takie
symboliczne rocznice są dla mnie dobrą okazją do zatrzymania się
i chwili refleksji. Dziś zdradzę Wam więc, czego nauczyłam się
do tej pory, żyjąc wśród Francuzów- pewnie znalazłoby się ich
więcej, ale dziś kilka słów o tych, które najpierw przyszły mi
do głowy. Dla odmiany będą dziś zdjęcia z Alzacji, a dokładniej
z Colmar. Uwaga: na końcu wpisu mam dla Was niespodziankę!
Cela
va bientôt faire trois ans que je vis en France. Les anniversaires
de ce genre sont un excellent prétexte pour un moment de réflexion.
Je me suis récemment demandée ce que j’ai appris en vivant en
France. Je suis persuadée que la liste n’est pas exhaustive, mais
ce sont les premières choses qui me sont venues à l’esprit.
Et pour les photos, je vais vous en montrer quelques-unes
de Colmar pour changer un peu.
1.
Spokoju i cierpliwości.
Wyjeżdżając
z Polski, zupełnie zmieniłam styl życia – z miejskiego pędu
przestawiłam się na małe miasteczko, gdzie codzienność siłą
rzeczy toczy się w trybie bardziej slow. Jednak niezależnie od
miejsca zamieszkania, do codziennego życia we Francji przydaje się
wewnętrzny spokój i spora doza cierpliwości. Trzeba tu czekać na
przykład przy kasie- bo obsłudze raczej się nie spieszy, w
restauracji- aż kelner wskaże nam miejsce, jak i przy stole – nie
zaczynamy posiłku bez wspólnego toastu i czekamy z jedzeniem do
momentu, aż każdy będzie miał swoją porcję.
Czekamy
na załatwienie spraw urzędowych, na zrealizowanie przelewu (banki
działają wolniej niż w Polsce) czy też na spotkanie ze znajomymi
– na które często umawia się z wyprzedzeniem, rzadko
spontanicznie. Nie wszystko załatwimy wtedy, kiedy chcemy:
w niedzielę, poniedziałek oraz codziennie w przerwie obiadowej
w wielu miejscach pocałujemy klamkę. Nie twierdzę, że to
pozytywne, ale tak po prostu jest, więc lepiej się przyzwyczaić
niż na próżno denerwować. Skutek uboczny: wyrabiamy w sobie
wewnętrzny luz i cierpliwość, które to przydają się nie
tylko we Francji. Czy tylko ja mam wrażenie, jak jadę do Polski, że
wszyscy wiecznie się spieszą (i popędzają innych)?
Je
suis plus apaisée et patiente.
En
partant de Pologne, j’ai changé de mode de vie et c’est plus
qu’évident que la vie en grande ville est beaucoup plus agitée
que celle dans des villages où j’ai habité depuis mon
déménagement. Mais il n’y a pas que cela : je trouve qu’en
France, il faut apprendre à prendre son temps au quotidien, ce
que je ne savais pas forcément faire avant. J’ai maintenant
l’impression qu’en Pologne les gens sont constamment pressés :
avec ou sans raison.
J’ai
appris à attendre avec plus de patience dans beaucoup de situations
en France : à la caisse (en Pologne, cela se passe très vite
et on ne bavarde pas souvent avec les caissières), au resto pour
qu’on m’indique la place (alors que j’étais habituée à
prendre la place de mon choix), à table : pour trinquer avec
tout le monde et ne pas manger avant que tous les autres ne soient
servis. Je patiente pour les virements (le transfert d’argent n’est
pas express comme en Pologne), pour les démarches administratives,
pour aller à la poste ou faire les courses quand les
magasins sont ouverts (dans mon pays natal, on trouve à tout moment
un magasin d’ouvert). Non que ce soit toujours plaisant ni utile
d’attendre, mais cela ne m’apporte rien de m’énerver. Je suis
donc devenue plus patiente et cela me sert partout, non seulement en
France.
2.
Uprzejmości i grzeczności językowej.
Żyjąc
we Francji i nie chcąc wyjść na gbura, nie mamy raczej innego wyjścia
niż żonglowanie formułkami grzecznościowymi na prawo i lewo.
Nawet ‘bonjour’ i ‘merci’ okraszamy dodatkiem w postaci
imienia lub formułki monsieur/madame. Wiedza to jedno, robienie z
niej użytku to drugie- musiałam przyzwyczaić się do tego, by
wszystko ubierać w ładną i zdecydowanie dłuższą formę niż w
Polsce. Bywa to i miłe, i męczące- u mnie zależy od dnia
i sytuacji. Polska bezpośredniość jest praktyczna i
pozytywna, zwłaszcza w kontakcie ze znajomymi, ale teraz wydaje mi
się, że czasem ociera się o niegrzeczność. Ciekawa jestem
Waszych spostrzeżeń w tym temacie.
Je
fais plus attention aux formules de politesse.
J’ai
failli écrire : ‘je suis devenue plus polie’, mais je ne
pense pas que ce soit vrai. Je ne crois pas avoir été mal eduquée
avant, c’est juste que cela ne s’exprime pas de la même manière
dans les deux pays. Etant plus directs dans le langage, les Polonais
omettent souvent les formules de politesse (surtout entre proches !)
sans que cela soit mal vu ou mal pris, au contraire. Je savais que
cela n’était pas du tout pareil en France, mais j’ai eu besoin
d’un peu de temps pour observer de près comment cela se passait et
pour le mettre en pratique par la suite. Un drôle de paradoxe :
habituée maintenant à la politesse à la française, la langue
polonaise me paraît trop directe certaines fois !
3.
Regularnych pór posiłków.
Mój
organizm szybko przestawił się na francuski rytm i jestem głodna o
takich porach (czyli śniadanie ok.7:30-8, obiad między 12
a 13, podwieczorek o 16, kolacja między 19 a 20) jak
mieszkańcy kraju nad Sekwaną, a między posiłkami, tak jak i oni,
w ogóle nie myślę o jedzeniu. Z tym, że podwieczorek, który
wielu dorosłych Francuzów pomija, dla mnie jest koniecznością- i
z tego, co wiem, zdrowszym nawykiem. W Polsce czy w podróży
nie stanowi dla mnie jednak większego problemu zmiana przyzwyczajeń,
przełączam się na bardziej elastyczny tryb wakacyjny.
J’ai
appris à manger à des heures fixes.
La
chose la plus naturelle du monde pour les Français, mais tel n’est
pas le cas de tous les étrangers ! En revanche, je me suis vite
adaptée à ce niveau-là, sans grand souci. C’est juste que j’ai
pris le rythme des enfants, avec le goûter, cela me convient mieux
qu’un déjéuner trop copieux qui tient au corps toute
l’après-midi, mais qui me donne envie de dormir en même temps.
Quand je pars en Pologne ou en voyage, je me réadapte assez
facilement.
4.
Bardziej ekologicznego stylu życia.
Szybko
zauważyłam, że we Francji warto zadbać od dobrą jakość
produktów spożywczych- te najłatwiej dostępne, z marketu często
okazywały się pozbawione smaku lub straszyły chemią już ze
sklepowych półek: wyobraźcie sobie piękne, równych rozmiarów,
błyszczące jabłka, zdecydowanie nie wzbudzają one zaufania!
Zaczęłam więc szukać alternatyw i część zakupów robię w
sklepach ‘bio’ ze zdrową żywnością – zwłaszcza towary na
wagę, które wcale nie są tak drogie, jak wcześniej myślałam, a
różnica w jakości i smaku jest ogromna. Ogólnie rzecz
biorąc, stałam się bardziej świadomym konsumentem- uważam na to,
co i w jakich ilościach kupuję, staram się nie marnować żywności
(Francuzi mają hopla na tym punkcie!), świadomie mocno ograniczyłam
mięso w diecie (to dobrej jakości jest drogie i trudniej
dostępne), segreguję śmieci, używam w większości
naturalnych kosmetyków- łatwo dostępnych i popularnych we Francji.
To wszystko jest skutkiem nie tylko mieszkania akurat we Francji, ale
też samodzielnego prowadzenia domu.
4.
Je prends soin de vivre d’une manière plus écolo.
C’est
en France que j’ai commencé à gérer un ménage, ayant vécu chez
mes parents auparavant. J’ai donc commencé à faire attention à
ce que j’achetais, en privilégiant le bio et le local. J’évite
le gaspillage (j’ai l’impression que c’est un sujet important
en France et tant mieux !), je ne mange presque plus de viande,
je trie les déchets, j’ai découvert les produits de beauté
naturels dont je ne me sépare plus depuis. Je ne suis pas vraiment
en mesure de dire si je ferais tout cela en restant en Pologne,
impossible à deviner.
5.
Pragmatycznego podejścia do pracy.
Bardzo
lubię to, co robię i niesamowicie to doceniam – praca to w końcu
ogromna część codzienności. Od Francuzów uczę się jednak
równowagi: praca to nie całe nasze życie i to, czym się
zajmujemy, nie określa nas wcale tak bardzo, jak często myślimy.
Naprawdę mam wrażenie, że ludzie tutaj nie oceniają się nawzajem
(tylko) przez pryzmat pracy. To, że mamy świetną pracę nie znaczy
automatycznie, że jesteśmy wspaniali i działa to też w drugą
stronę-raczej nie piętnuje się osób bez studiów czy wykonujących
np.prace fizyczne. O strefie zawodowej tak naprawdę rzadko się
rozmawia w domu czy ze znajomymi, przynajmniej w naszym gronie
przyjaciół. Pracuje się raczej po to, by żyć, a po godzinach
jest tyle innych ciekawych tematów do rozmów! Moim zdaniem to
bardzo dobrze: raz, że daje oddech od obowiązków; dwa, że niejako
zmusza nas do innych pasji, aktywności, zainteresowania otaczającym
nas światem: to, że zawodowo jesteśmy człowiekiem sukcesu w
towarzystwie raczej nie wystarcza. Wielu Francuzów aktywnie działa
w stowarzyszeniach, gra na instrumentach, uprawia sporty, interesuje
się kulturą i społeczeństwem, ma swoje „koniki”. Jest
potem o czym dyskutować godzinami przy stole.
5.
J’ai une approche plus pragmatique au travail.
J’ai
la chance de faire ce que j’aime et je l’apprécie vraiment, mais
ce que j’apprends de la part des Français, c’est de ne pas
laisser la vie professionnelle prendre trop d’ampleur. J’ai
l’impression qu’en Pologne les personnes croient souvent que leur
métier définit ce qu’elles sont : cela prend donc énormément
d’importance et peut facilement devenir source de complexes ou de
sentiment de supériorité envers les autres. Je préfère cette
approche que je vois souvent en France, plus pratique et sans
(autant) de jugements. L’important est qui on est et on discute
rarement du travail : tant mieux, car d’une part, il y a
d’autres sujets plus intéressants et d’autre part, cela laisse
de la place à d’autres passions et d’autres thématiques.
Niespodzianka:
KONKURS!
J’ai
une petite surprise pour mes lecteurs polonais : ils pourront
gagner des livres grâce à la maison d’édition Świat Książki
qui m’a proposé d’organisé le concours. Je suis vraiment
désolée que cela vous échappe, mais comme les livres sont en
polonais, je ne peux pas le faire autrement.
Nie
wiem, jak Wy, ale ja bardzo cenię sobie różne opinie na temat
życia we Francji, w końcu każdy z nas ma inne doświadczenia i
perspektywę. Jeśli chcielibyście poznać punkt widzenia Marka
Greenside’a- nowojorczyka, który zamieszkał wiele lat temu,
uwaga, w Bretanii- mam dobrą wiadomość: wydawnictwo
Świat Książki ufundowało dla Was trzy zestawy składające się z
dwóch powieści autora:
„Nie
będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)” oraz
„Szaleństwa,
gafy i trafy czyli uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)”.
Brzmi intrygująco, prawda? Zerknijcie na ich opis tutaj. Sama
jeszcze ich nie czytałam – co zamierzam nadrobić podczas
wrześniowego pobytu w Polsce- ale tak się składa, że
niedawno serdecznie polecała mi je mama, polonistka, a po jej
rekomendacji mogę spodziewać się tylko dobrej lektury.
Co
trzeba zrobić, by wziąć udział w konkursie?
Zostawić
komentarz pod tym wpisem z odpowiedzią na pytanie: ‘Co
chcielibyście przenieść z Francji na polski grunt i
dlaczego?’ Wybiorę trzy najciekawsze moim zdaniem
odpowiedzi.
Regulamin:
1.
Konkurs trwa od od 31.08 do 7.09 do północy.
2.
Każdy uczestnik może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
3.
Odpowiedź należy podpisać imieniem oraz kontaktowym adresem
mailowym.
4.
Wyniki zostaną ogłoszone na blogu zostaną ogłoszone w czwartek
10. września.
5. W
przypadku braku odpowiedzi ze strony nagrodzonych osób, zostaną
wybrane kolejne zwycięskie odpowiedzi.
5.
Nagrody mogą być wysłane wyłącznie na polski adres.
WYNIKI
KONKURSU: Bardzo serdecznie dziękuję Wam za wszystkie nadesłane
zgłoszenia i za to, że tak się postaraliście przesyłając mi
rozbudowane, ciekawe odpowiedzi. Czytałam je z dużą przyjemnością
i trudno było mi wyłonić zwycięzców. Zdecydowałam się
nagrodzić Dominikę (za
ryneczki i vide-grenier), Agnieszkę,
która pisała o piknikach oraz Annę (za
szczegółową analizę szacunku na różnych płaszczyznach we
Francji). Serdecznie gratuluję nagrodzonym a wszystkim uczestnikom
raz jeszcze dziękuję za wzięcie udziału w zabawie! .
Również lubie zdrowa, naturalna żywność, sezonowe owoce i warzywa, produkty "de chez producteur", wina z małych, prywatnych plantacji. To co bym przeniosła do Polski to małe, lokalne ryneczki, które raz lub dwa w tygodniu zapełniają centralne place małych i dużych miejscowości we Francji. Wspaniała tradycja, która daje same korzyści klientom i sprzedawcom. To sposób na uniknięcie niezdrowych zakupów w supermarketach i pewność, że w naszej salatce są prawdziwe pomidory(!)
ReplyDeleteBardzo tez lubię "vide grenier", dlaczego by nie przenieść tego do Polski.. zawsze w naszych domach zalegają przedmioty, z których prawdopodobnie nigdy już nie skorzystamy.. dlaczego by nie podarować im drugiego życia? To sentymentalny i nasycony dobra energia zwyczaj, którego jestem ogromną fanka. Można być klientem, poszukiwaczem skarbów (owszem, można trafić na skarb) lub też sprzedawca, który zdecydował się na porządki "w przeszłości" lub tylko garażu :)
Pozdrawiam serdecznie
Dominika
(najlepsz303@gmail.com)
Wszystkiego najlepszego z okazji z trzeciej rocznicy przeprowadzki do Francji.To dlugi czas,by poznac rozne zwyczaje i obyczaje tubycow.Ja w Polsce nie mieszkam juz 11 lat,ale wiem co bym chciala tam przenies .Po pierwsze by Polacy byli bardziej wyluzowani,by czesciej sie usmiechali,by byli uczynni.I tak jak piszesz by czesciej zaglowali grzecznosciowymi formulkami.Wtedy swiat jest piekniejszy.A takze by Polacy szanowali sie nawzajem i byli dla siebie uprzejmi.Pozdrawiam i zycze milego wypoczynku.
ReplyDeleteKasiu, w punkcie 2. chyba miało być: "Będąc we Francji i NIE chcąc wyjść na gbura". A tekst super :) Ania P.
ReplyDeleteDziękuję Aniu za czujność!
DeleteHej, od dwóch lat mieszkam w Bordeaux a wczesniej przez rok byłam w Paryżu. Dzięki za twoje spostrzeżenia, wiele z nich pokrywa się z tym, czego ja nauczyłam się żyjąc we Francji.
ReplyDeleteTo, co bym przeniosła z Francji do Polski to miejskie pikniki. Jest jakos tak w Polsce, że ludzie nie mają zwyczaju siadać na trawie w parkach. Wiąże się to być może z tym, że nadal pamiętamy hasła typu 'Nie deptać trawników' albo po prostu w wielu parkach (zwłaszcza tych najładniejszych) nie można siadać na trawie. Z drugiej strony, w każdym miescie znalazłaby się przestrzeń na zorganizowanie pikniku ze znajomymi i/lub rodziną.
Ja bardzo lubię, kiedy we Francji spotykamy się, dzielimy tym co każdy przygotował do jedzenia i niespiesznie spędzamy czas na rozmowach, jedzeniu, jakichs grach... Są różne formy pikników: małe i duże (pamiętam piknik Erasmusów w Paryżu liczący koło stu osób), zorganizowane, zaplanowane lub całkowicie spontaniczne. Mam nadzieję, że zwyczaj celebrowania posiłków w gronie przyjaciół na swieżym powietrzu coraz lepiej będzie się przyjmował w Polsce i już niedługo w czasie ładnej pogody miejskie parki wypełnią się piknikującymi. W końcu przestrzeń miejska jest dla nas a nie odwrotnie :)
Pozdrawiam,
Agnieszka
agnieszka.listwon@gmail.com
Świetny artykuł, mam bardzo podobne spostrzeżenia - a może po prostu Francja w podobny sposób zmieniła również i mnie :) Bardzo mi się podoba szczególnie punkt o pragmatycznym podejściu do pracy. To jedna z pierwszych rzeczy, która mocno mnie tu zaskoczyła. O pracy się rozmawia wyjątkowo mało, a jeszcze mniej się ocenia ludzi przez pryzmat zawodu (no, może jest inaczej w wyższych sferach ;) ).
ReplyDeleteCo do pytania konkursowego. Wiele rzeczy chętnie bym przeniosła - choćby to podejście do pracy. Rzeczą, o której tu wspomnę szerzej to prawdziwa (i zdrowa) duma narodowa, szacunek do tego, co francuskie/narodowe oraz świetna promocja regionów oraz atrakcji turystycznych. W bardzo wielu miejscach w mieście znajdziemy ulotki (z prawdziwego zdarzenia) i broszury o wydarzeniach kulturalnych i atrakcjach turystycznych w bliższej i dalszej okolicy. Muzea promują parki tematyczne, merostwo - najbliższe koncerty jazzowe, a w biurze turystycznym znajdziemy dosłownie wszystko. Właśnie, biura informacji turystycznej - znaleźć je można od najmniejszej wioski z 300 mieszkańcami na krzyż po metropolie. Mają ogromny wpływ na rozwój turystyki jako gałęzi biznesu ale i zwyczajnie krzewienie świadomości wśród lokalsów i turystów.
Do tego, o czym wspomniałam, duma z przynależności regionalnej oraz narodowej. Nie mówię wcale o narodowcach (tych też we Francji znajdziemy i nie jest to wielki powód do chluby). Ta zdrowa duma przejawia się w dowartościowaniu lokalnych produktów, we wspieraniu wieloma sposobami tego, co swoje. Alzacja, gdzie mieszkam, jest tego dobitnym przykładem. Marketing regionu jest fantastycznie dopracowany, a korzystają z tego i turyści i sami Francuzi :)
Witam,
ReplyDeleteznam Francję raczej z wycieczek i lektury.Chcę w dalszym ciągu ją zwiedzać !Nie mogę przestać uczyć się tego pięknego języka, choć jest tak trudny.Właśnie tę dbałość o język chciałabym przenieść na nasz grunt.Tracimy,umiejętność porozumiewania się ,prowadzenia rozmów.Oczekiwałabym w mowie szacunku do rozmówcy,delikatności i cierpliwości.Słuchać i słyszeć co do nas mówią.Grzeczne zwroty, spokój ,uśmiech .Przestrzeganie nienaruszalności osobistych sfer , tych fizycznych też.Nie chcę być poszturchiwana,popychana.Każdego dnia doświadczam agresji jako klientka w sklepach, urzędach .Jako kierowca życzyłabym sobie więcej kultury na drodze.Kocham swój kraj, lubię być dopieszczana w restauracjach i prywatnych sklepikach.Cieszę się ,że w niektórych przedszkolach i szkołach uczy się kultury języka i zachowania przy stole.Tolerancja w stosunku do INNYCH , szacunek do rodziców i starszych - tego czasami mi brakuje.W moim wyobrazeniu we Francji bardziej przestrzega się tych zasad.
Pozdrawiam
Małgorzata
mikapzg@gmail.com
Byłam krótko w okolicach Tuluzy. Co bym przeniosła?
ReplyDelete- uprzejmość francuskich kierowców - przenieść na polskie drogi dla ukojenia nerwów
- picie wina do posiłków - zamiast upijania się wódką
- ogólnie pojęty luz i nonszalancję w ubiorze
Pozdrawiam, świetny blog :)
Karolina
nieboskakara@gmail.com
C'est marrant ce que tu dis sur la patience. J'ai l'impression qu'en France, personne ne l'est pourtant ;)
ReplyDeleteTu as peut-être raison : je ne suis pas sûre si les Français sont vraiment patients, mais je constate qu’ils exigent cette patience de la part des autres ! ;)
DeleteLa patience ! Oui, tout prend beaucoup plus de temps ici qu'en Suède. C'est à la fois amusant et déprimant à voir les invités s'emmerder à la caisse ou derrière un tracteur.
ReplyDeleteÇa se répète quand à 14h30 ils veulent déjeuner... ou quand ils veulent faire des courses ou aller au restaurant un dimanche. :D
Merci Emma pour ton avis! Je suis d'accord avec toi: c'est à la fois un peu drôle et en même temps génânt de voir ses invités desemparés...
DeleteZ Francji do Polski przeniosłabym kulturę jedzenia. Z wykształcenia jestem m.in. psychodietetykiem i zafascynowana jestem książką "Dlaczego Francuski nie tyją". Choć francuska dieta nie jest ani niskokaloryczna, ani pozbawiona rzeczy ogólnie uznawanych za tuczące, to jednak wypracowany tam styl jedzenia sprawia, że tamtejsze kobiety i mężczyźni nie tyją. Wszystkiego się próbuje, ale nie obżera, jedzenie traktuje się jako przyjemność, dodatek do towarzyskich spotkań. Francuzi mają czas celebrować posiłki, a nie traktować je jako obowiązek. Kolejna kwestia to estetyka dań, dbanie o szczegóły i atmosferę. Tego właśnie brakuje mi w Polsce.
ReplyDeleteNie do końca zgodziłabym się z tym, że Francuzki nie tyją ;) Chyba i tutaj dość mocno się to zmieniło odkąd zaczęto spożywać więcej przetworzonej żywności. Natomiast rozumiem, o co Ci chodzi i co do całej reszty rzeczywiście jest, jak mówisz (może nie w każdej sytuacji, ale bardzo często i to nawet na co dzień)- celebrowanie posiłków, próbowanie małych porcji, otoczka wyjątkowości nadawana posiłkom. Też życzyłabym sobie więcej tego w Polsce. Pozdrawiam Cię serdecznie!
DeleteKasiu, mam podobne przemyślenia po 3 latach mieszkania we Francji. Poza jednym - marnotrawieniem jedzenia. W Polsce nauczyłam się szacunku do jedzenia, że nie wyrzuca się, robi zupy z przeglądu lodówki, co zostało to można odgrzać, itd. We Francji zaś nie potrafię pogodzić się z tym, że ludzie wiedząc, że nie zjedzą całej porcji na stołówce nie poproszą o mniejszą, w pracy jak komuś coś zostanie, to wywala do śmietnika, sporo osób kupuje w ogromnych ilościach i później wyrzuca przeterminowane jedzenie, o którym zapomniało. I statystyki europejskie mówią chyba to samo, co moje obserwacje, Francja jest czwartym krajem Europy najbardziej marnotrawiącym jedzenie (przegania ją Wielka Brytania, Niemcy oraz Holandia). Mam trochę wrażenie, że Francuzi o nie marnowaniu jedzenia bardzo lubią mówić, z praktyką nieco gorzej (nad koszem w mojej pracy powieszony jest plakat o tym, by nie marnować jedzenia, a i tak ludzie nie zwracają na niego uwagi i zamiast zostawić sobie na później, to to, co im zostanie na talerzu po prostu wyrzucają do śmieci).
ReplyDeleteMadou, może rzeczywiście masz rację. Ja trafiałam podczas moich licznych wizyt we francuskich domach akurat na takie rodziny, gdzie bardzo dbało się o niewyrzucanie jedzenia. Do tego stopnia, że czasem miałam wrażenie, że dzieci zmusza się na siłę do skończenia porcji, co mnie trochę zszokowało - również u dorosłych zostawianie czegoś na talerzu nie było dobrze widziane. Gdy jednak spojrzę na to szerzej i pomyślę np. o ogromnych porcjach na stołówkach, których nie sposób zjeść- to faktycznie, sporo jedzenia jednak się marnuje. I, tak, jak mówisz- w wielu sytuacjach teoria rozmija się niestety z praktyką.
DeleteA co do pytania - to ja bym bardzo chciała, aby Polacy od Francuzów nauczyli się braku kompleksów pod względem swojego pochodzenia. Francuzi są bardzo dumni ze swojego kraju i jego historii i skupiają się głównie na tym jaka Francja jest super i piękna. Przecież Polska też jest piękna! I historię też mamy niezwykle ciekawą.
ReplyDeletePoza tym marzy mi się, żebyśmy przestali naśmiewać się z "Polaków Cebulaków" i przypisywać wszelkie negatywne cechy do naszej narodowości, bo uważam, że mamy znacznie więcej cech pozytywnych (ach, ta nasza gościnność i zaradność!). Nie spotkałam się z tym we Francji, a przecież tutaj też spotykam różne "przypadki specjalne" (i wcale nie w mniejszej ilości niż w Polsce), ale nikt nie robi z tego "Francuzów Cebulaków". No może poza narzekaniem, Francuzi tak jak my lubią sobie ponarzekać, ale pogoda i korek to już są wystarczające powody, nie trzeba wyszukiwać innych źródeł negatywnej energii. Trochę poplątałam, ale mam nadzieję, że coś z tego zrozumiałaś ;)
Zainteresował mnie punkt o grzeczności językowej. Ciekawa jestem, jakie polskie zwroty używane w potocznej rozmowie ze znajomymi wydają Ci się teraz ocierać o niegrzeczność?
ReplyDeleteDobre pytanie. Jak na złość nie przychodzą mi teraz na myśl konkretne zwroty, ale czasem nieco razi mnie np. nagminne używanie trybu rozkazującego.
DeleteMariusz Szczygieł niedawno powiedział, że Czesi widzą Polaków tak: "biegniemy biegniemy biegniemy i od czasu do czasu podnosimy głowę do góry i pytamy się świata czy już jesteśmy tak fajni i bogaci jak Niemcy i Francja, i dalej biegniemy aby być bliżej tych krajów":-)
ReplyDeleteI tak sobie myślę, ze bardzo trudno jest przenosić zwyczaje. Może zamiast przenosić lepszym rozwiązaniem było by wypracowanie własnej formy wyciszenia się, cierpliwości aby ludzie przestali na siebie warczeć, trąbić bez powodu a zaczęli się po prostu lubić. Wtedy jest szansa, że będzie nam prościej być grzecznym wobec siebie na wzajem w wielu sytuacjach:-)
Mam wrażenie, że najtrudniej zachodzą zmiany właśnie w ludziach. Może własnie dlatego, że jak tak biegniemy to nie mamy czasu się zastanowić dokąd my tak biegniemy... Czasem warto słuchać sąsiadów:-)
Fajny blog:-)
pozdrawiam z deszczowej Polski:-)
Teresa: ateora@o2.pl
Mój ostatni pobyt we Francji uświadomił mi, że tak kraj, jak i jego mieszkańcy mają swoje wady i zalety (dużo zależy od konkretnych ludzi i … dzielnicy ;) ). Tym bardziej jednak próbowałam odkryć, dlaczego czuję się tam tak dobrze. Na pewno jest to francuska uprzejmość – wiele razy słyszałam, że „często to tylko forma”, ale nie bardzo przekonuje mnie ten argument. Nie odbieram grzeczności Francuzów jako sztucznej, dla mnie jest to bardziej pewnego rodzaju szacunek i otwartość, a cudowna intonacja „Bonjouuuur” wprawia mnie w dobry nastrój na cały dzień.
ReplyDeleteCo ciekawe, ta uprzejmość ma miejsce również w ruchu ulicznym, mimo że piesi traktują czerwone światło jedynie jako „sugestię” (jakież to praktyczne!). Jako pieszy czuję się we Francji wyjątkowo bezpiecznie (tak, w Paryżu jeszcze nie byłam ;) ). Bardzo chciałabym częściej doświadczać tej codziennej uprzejmości w Polsce.
Myślę, że u podstaw tego co postrzegam u Francuzów jako zaletę leży szacunek. Jest to szanowanie siebie (rytm slow, bez pośpiechu na ulicach) , swojego zdrowia (przerwa obiadowa – cudowny wynalazek...), klienta (klient obsługiwany jest w danym momencie najważniejszy, reszta kolejki musi cierpliwie poczekać), potrzeb innych ludzi (uprzejmość kierowców komunikacji miejskiej autentycznie mnie urzekła). Podoba mi się też sposób w jaki rozmawiają – wyczuwam w nim jakąś dziecięcą radość, otwartość i ciekawość. Nawet ich dąsanie się czy oburzanie jest dla mnie takie trochę dziecinne – naprawdę trudno mi brać je na serio. W Polsce chyba niepotrzebnie i zbyt często uderza się w poważny ton. A fajnie byłoby, gdyby trochę tego francuskiego luzu mogło zaistnieć i u nas.
A tak przyziemnie i praktycznie: bardzo podoba mi się otwartość Francuzów na terapie naturalne i ogólny trend BIO :)
Ania
anna.prokop@wp.pl
Ja przeniosłabym uśmiech na twarzach ludzi i pikniki na trawie😊Marlena (marlenakaw@gmail.com)
ReplyDeleteMieszkam obecnie w Alzacji. Chętnie zakupiłabym naturalne, francuskie kosmetyki ale nie wiem jakie firmy wybrać, Czy mogłabyś coś mi polecić ? Byłabym wdzięczna :)
ReplyDeleteCześć, wybacz, że dopiero odpisuję. Naturalne kosmetyki możesz znaleźć w sklepach typu Biocoop, ale również w "zwykłych" sklepach oraz drogeriach-niekoniecznie będą to te same marki. Bardzo lubię płyn micelarny i wody kwiatowe Christian Lenart (skład prawie w 100%naturalny) oraz kosmetyki Lovea (np.olejki, odżywki do włosów, balsamy do ciała), które też mają skład w ponad 95% naturalny, o ile dobrze pamiętam. Używam też kosmetyków marek typu Mixa czy Yves Rocher, ale wybieram te linie, które mają jak najbardziej naturalny skład - jest to wyraźnie zaznaczone na opakowaniu. Kremy do twarzy często zmieniam, (często przywożę je sobie z Polski), a francuskich marek, jakich używałam, nie pamiętam niestety, bo były to mniej znane nazwy - na pewno miałam kilka różnych z olejem arganowym, z których byłam zadowolona, raz miałam też dobry krem Le Petit Olivier. Mam nadzieję, że pomogłam. :)
DeleteZaskoczyło mnie to, co piszesz - mianowicie, że w Polsce nie celebruje się posiłków! Po ponad półrocznym pobycie w Czechach i porównaniu czeskiego stylu jedzenia doszłam do wniosków całkowicie odmiennych ;) Ale zapewne zależy to a. od tego, z kim się porówujemy, b. od konkretnej rodziny. Dość, że u nas w domu posiłki, ktore nierzadko przeradzają się w biesiady to obrazek naprawdę częsty. A w tych czeskich, w których gościłam - to raczej się nie zdarza, je się tam szybko, samotnie, niemal na stojąco.
ReplyDeleteAd 2.
ReplyDeletete zwroty grzecznosciowe to sa "wytrenowane" od dziecinstwa i nie maja nic wspolnego ze stanem emocjonalnym w trakcie spotkania. Prawda jest taka ze francuzi lubia rozmawiac zle o osobach 3-ich za ich plecami, ale oko w oko to beda sie usmiechac i uzywac milych zwrotow. no ale to juz tak z nimi jest i tyle
Z zainteresowaniem przeczytalam Twój artykul oraz listy czytelnikow.Ponad 30 lat mam kontakt z Francja i zupelnie nie zgadzam sie z Twoimi spostrzezeniami na temat uprzejmosci Francuzow,celebrowania posilkow oraz stosunku do pracy.W Polsce rowniez uzywamy slow:prosze,dziekuje,milego dnia etc,etc.Gdzie sie wychowalas w Polsce,ze tak bardzo Cie razi niegrzeczne zachowanie Polakow??? To po pierwsze.Po drugie:moja francuska rodzina wyrzuca tony jedzenia en cachette...Co do pracy:Francuzi sa leniwi,pomoc panstwa jest ogromna i pozbierawszy wszystkie zasilki"do kupy" mozna sie specjalnie nie denerwowac brakiem pracy.W Polsce jest walka o przetrwanie ,bo i zasilki dla bezrobotnych sa glodowe,jak rowniez zasilki(teraz sytucja sie troche zmienila,bo jest 500 plus ale kosztem innych grup spolecznych.Slowem 1000euros a 1000PLN to nie to samo.A ceny podobne.Pozdrawiam.Magda z krakowa
ReplyDelete