Ostatni
weekend, dzięki uprzejmości Fans de Bretagne, spędziłam wspólnie
z moimi koleżankami, bretońskimi blogerkami ze stowarzyszenia
#Breizhblogueuses na dorocznym „zjeździe”. Spotykamy się
częściej niż raz do roku, ale przy okazji tych spotkań jest
okazja dłużej ze sobą pobyć jak i zobaczyć się w większym
gronie. Za pierwszym razem byłyśmy w La Gacilly (tam, gdzie
powstają kosmetyki Yves Rocher!) oraz w lesie Brocéliande znanym z
legend arturiańskich. Rok później zwiedzałyśmy domy na drzewach
i na wodzie w Le Domaine des Ormes, a tym razem w planach
był archipelag wokół wyspy Molène.
Le
week-end dernier, grâce aux Fans de Bretagne, j’ai passé de bons moments avec mes copines de l’association
#Breizhblogueuses. Cette rencontre annuelle est déjà devenue une
tradition et même si on se voit plus souvent qu’une fois par an
(fort heureusement !), c’est là qu’on a l’occasion de se
réunir en plus grand comité et de passer ensemble plus de temps. La première fois, nous sommes allées à La Gacilly et dans la forêt de Brocéliande. L’année suivante, nous avons
découvert les cabanes dans les arbres et sur l’eau dans le Domaine des Ormes. Cette fois, nous devions voir l’Archipel de Molène.
Niestety pogoda
pokrzyżowała nam plany i tuż przed wyjazdem program został
zmieniony. Miałyśmy wyjątkowego pecha, gdyż przez cały
wcześniejszy tydzień (z sobotą włącznie) towarzyszyła nam
piękna pogoda, ale faktycznie w niedzielę przyszło ochłodzenie,
deszcz i niestety silny wiatr uniemożliwiający wycieczkę na
wyspy. Możecie się domyślić, że dla mnie strata nie była aż
tak duża, gdyż jako jedyna z grupy znam i Molène,
i piękny wianuszek
wysp dookoła – ze spokojem przyjęłam więc plan B.
Jednak inne uczestniczki zjazdu, mimo rozczarowania, także
przyznały, że alternatywa była dobrze przemyślana.
Malheureusement,
à cause du temps, cela n’a pas pu se faire. On n’a vraiment pas
eu de chance, car toute la semaine (samedi inclus) il avait fait
beau, mais effectivement, dimanche le mauvais temps est arrivé et un
vent fort s’est levé. Vous pouvez imaginer que pour moi la
déception n’était pas si énorme, car je connais très
bien Molène et
j’ai également pu découvrir
l’archipel, mais pour les autres filles, c’était vraiment
dommage. Cependant, on a toutes su reconnaître que le plan B avait été très bien assuré. L’essentiel en Bretagne est de savoir
s’adapter et de garder le sourire quelle que soit la météo.
Rozpoczęłyśmy od zwiedzania urokliwego portowego miasteczka Le Conquet sobotnim popołudniem. Wiele razy pokazywałam Wam je już na blogu, tamtego dnia sięgałam więc po aparat zdecydowanie rzadziej niż koleżanki. Kilka nowych ujęć jednak przywiozłam.
On a commencé samedi après-midi par la visite du beau village portuaire, Le Conquet. Je vous l’ai déjà montré plusieurs fois sur le blog, ce jour-là je ressentais donc nettement moins le besoin de sortir mon appareil que les copines (ce qui m’a d’ailleurs fait bizarre, moi qui ai l’habitude de ‘mitrailler’). Malgré tout, j’ai pris quelques nouveaux clichés.
Atrakcją
był dla mnie nocleg w hotelu – również dlatego że mieszkając
zaledwie kilka kilometrów dalej, nigdy bym się tam sama nie
wybrała. W hotelu „Au bout du monde” („Na końcu
świata”) spodobało mi się bardzo serdeczne i ciepłe przyjęcie,
wystrój z dużą ilością drewna, balkony w naszych pokojach oraz
pyszne śniadanie w niedzielny poranek.
On
a été très bien accueillies à l’hôtel ‘Au bout du monde’
au Conquet. Cette expérience était plutôt inédite pour moi, car
habitant quelques kilomètres plus loin, je n’y serais sans doute
jamais allée. Ce que j’ai particulièrement aimé à l’hôtel,
c’était l’attitude bienveillante du personnel, beaucoup de joli
bois dans la déco, de petites terrasses fort sympahiques et un très
bon petit-déjeuner le dimanche matin.
Wracając jeszcze do sobotniego
wieczoru- na kolację udałyśmy się do naleśnikarni ‘Louise de Bretagne’, którą
dobrze znam i którą już polecałam Wam na blogu. Byłam tam już kilkakrotnie i
nigdy się nie zawiodłam – tym razem też nie.
Pour revenir encore au
samedi soir, on a dîné dans une excellente crêperie au Conquet: ‘Louise de
Bretagne’. Je vous ai déjà recommandé cette bonne adresse et je le ferai encore
une fois : je n’ ai jamais été déçue par leurs bons petits plats.
Dimanche
matin, on a pu monter jusqu’en haut du phare de la Pointe
Saint-Mathieu et constater, si jamais on en doutait encore, que le
vent était bien présent ce jour-là !
Na
latarnię weszłam pierwszy raz w sierpniu dzięki odwiedzinom
czytelników bloga (których serdecznie pozdrawiam, jeśli to
czytają), jednak i tym razem dowiedziałam się czegoś nowego- że
ta wieża, którą widzicie poniżej, była kiedyś latarnią,
pierwszą wybudowaną w tym miejscu. Pani przewodnik zdradziła
nam też, że punktem Finistère najdalej wysuniętym nie zachód nie
jest wcale la Pointe du Raz, tylko… la Pointe de Corsen! Gdybyście
się tam wybierali, to wiedzcie, że piękną plażę na tym
przylądku szczególnie upodobali sobie nudyści – oszczędzę Wam
kolejnego zaskoczenia.
Je
suis déjà montée en haut du phare cet été avec les lecteurs du
blog, mais cette fois, j’ai appris quelque chose de nouveau. La
tour visible sur la photo ci-dessous, ce sont des vestiges du premier
phare bâti sur la pointe ! Et puis la guide nous a trasmis une
information qui va sans doute étonner plusieurs d’entre vous (tout
comme elle m’avait surprise) : le point le plus à l’ouest
du Finistère n’est pas la Pointe du Raz, mais apparemment la Pointe de Corsen ! Pour vous éviter d’autres surprises,
sachez que si vous y allez, vous tomberez également sur une plage
nudiste plutôt prisée !
Un
coup d’œil sur de très beaux chevaux et puis on se met en route, en direction de Porspoder.
Naszym
celem była wysokiej klasy restauracja Château de Sable (dosłownie: 'Zamek z piasku'), gdzie czekał na nas rewelacyjny- jak miało
się okazać- obiad.
On
était attendues dans le très bel hôtel- resto Château de Sable.
Posiłek
jadłyśmy z widokiem na ocean i na urocze czarne owieczki.
La
vue de la salle où nous avons déjéuné était plus
qu’appréciable : en plus d’une vue mer, on admirait par la
fênetre de jolis moutons noirs.
Zanim
jednak przeszłyśmy do degustacji, wysłuchałyśmy właściciela
hotelu i restauracji, który opowiedział nam historię tego miejsca.
Wszystko zaczęło się od zamku: Château de Kergroadez, który wraz
z żoną kupili i wyremontowali, a następnie tchnęli w niego nowe
życie, otwierając jego drzwi dla publiczności i organizując na
miejscu różne wydarzenia. Następnie pojawił się pomysł
wybudowania hotelu i restauracji utrzymanych w ekologicznym duchu,
spójnym z piękną i surową naturą dookoła.
Avant
la dégustation, nous avons écouté le propriétaire du lieu qui
nous a raconté son histoire. Tout a commencé par le Château de
Kergroadez qu’il a acheté et restauré avec sa femme. Ensuite, ils
lui ont donné une nouvelle vie, en ouvrant les portes au public (ce
que je trouve formidable, au passage) et en organisant de divers
événements là-dedans. Plus tard, l’idée d’un resto-hôtel
avec vue mer est venue, et sa déco allait s’inspirer de la belle et
sauvage nature des alentours.
Podobało
mi się to, że również wystrój sali jak i dekoracja stołu
nawiązywały do natury. A co do jedzenia, była to prawdziwa rozkosz
dla podniebienia! Sezonowe, finezyjne, ale jednocześnie dość
proste dania, ze świetnej jakości składników (organiczne warzywa
uprawiane są przy zamku w Kergroadez!) – czego chcieć więcej?
Dla wszystkich, którzy twierdzą, że małymi porcjami w takich
restauracjach nie można się najeść - zaświadczam, że było
wręcz przeciwnie.
J’ai
bien aimé la cohérence au niveau de la déco de table et de la
vaisselle : tout s’inspirait de la nature. Et en ce qui
concerne la nourriture, je me suis vraiment régalée ! Mais
cela ne pouvait pas en être autrement avec de si bons plats de saison,
raffinés et en même temps plutôt simples, dans le bon sens du
terme. Pour la curiosité : les légumes bio viennent du château
de Kergroadez !
Po posiłku miałyśmy możliwość
obejrzenia apartamentu hotelowego, który w swojej zamierzonej prostocie był
naprawdę piękny.
Après avoir plus que bien
mangé, on a eu la chance de voir une très belle suite.
Następnie grupa udała się do
Landerneau na wystawę Giacomettiego, na którą mnie inne obowiązki nie pozwoliły
dotrzeć. To był wspaniały weekend, nie mogę się już doczekać kolejnej edycji!
Pour finir le week-end en
beauté, mes copines sont partie voir l’expo Giacometti à Landerneau. Je n’ai
pas pu y aller, mais je suis quand même rentrée chez moi avec de belles images
plein la tête. Un grand merci aux Fans de Bretagne pour ce week-end fort en jolis
paysages et en bonnes saveurs !
Encore un superbe weekend, même si le temps n'était pas de la partie! Ce la m'a fait plaisir de te revoir, à très vite :)
ReplyDeleteMerci Lalydo, plaisir partagé!
DeleteJ'étais très contente de te revoir et de discuter , à très bientôt j'espère !
ReplyDeleteMerci Isa, pareil pour moi!
DeleteJ'ai été ravie de faire ta connaissance!!!!
ReplyDeleteMince, j'avais pas entendu la guide quand elle a parlé de la plage de nudistes...!!!!! ;-)
La guide n'en a pas fait mention...:))) J'ai fait cette découverte moi-même, en me baladant une fois par là-bas !
DeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteKasiu, jak zawsze piękne zdjęcia! Jedzenie wygląda smakowicie. Chętnie bym skosztowała :)
ReplyDeleteDziękuję za wirtualną wycieczkę :)
Marto, dziękuję! Jedzenie było naprawdę wspaniałe. Może kiedyś wybierzemy się tam razem, jak nas odwiedzicie. :) :) Ku mojemu (miłemu) zaskoczeniu, ceny wcale nie są tam odstraszające.
DeleteJak zwykle przepiękne zdjęcia! Chciałabym być w każdym z tych miejsc.
ReplyDeleteOkna na całą ścianę w restauracji Château de Sable - świetne.
Nie wiem czy znasz książkę którą napisała Monika Szwaja - "Matka Wszystkich Lalek". Jej akcja rozpoczyna się i częściowo dzieje niedaleko od Ciebie - na wyspie Île-de-Sein. Byłaś tam kiedykolwiek?
Cześć Jolu, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i wzmiankę o książce! Sein to jedna z moich ukochanych wysp: jest niewielka, malownicza, pełna kolorów, wąskich uliczek i urokliwych zaułków. Do tego kojarzy mi się bardzo wakacyjnie. :) Jeśli masz ochotę rzucić okiem, pisałam o niej tutaj: http://www.bretonissime.com/2013/08/wyspy-bretanii-sein-les-iles-bretonnes.html a tu wstawiłam kilka zdjęć z sierpniowego wypadu (będzie więcej!): http://www.bretonissime.com/2015/08/bretonskie-wyspy-praktycznie-les-iles.html
DeletePozdrawiam Cię ciepło :) Jaka to radość czytać komentarze od stałych czytelników!
Jestem stałą czytelniczką bloga i (głównie) oglądaczką Twoich cudnych zdjęć. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że te rejony Francji są tak interesujące. Moja wiedza (teoretyczna niestety) ograniczała się do Paryża, zamków nad Loarą i Prowansji. Dzięki Twojemu blogowi oglądam region który zauroczył mnie. Mam nadzieję, że może kiedyś będzie mi dane poznać osobiście te piękne zaułki miasteczek i wietrzne wybrzeże.
DeleteA zdjęcia wyspy oglądałam już wcześniej, ale ponieważ nie znam języka francuskiego, to nie skojarzyłam, że Sein to to samo co Île-de-Sein :)
Pozdrawiam cieplutko z coraz zimniejszych Gór Świętokrzyskich.
Jolu, trzymam kciuki, żeby udało Ci się dotrzeć do Bretanii! Takie komentarze jak Twoje są niezwykle cenne i motywujące do dalszej pracy. Dziękuję Ci! :)
DeleteA propos książek, jeżeli lubicie kryminałki to polecam prozę Jean- Luc Bannalec, ich akcja toczy się w Bretanii.
ReplyDeleteTwoja wierna czytelniczka, która zakochała się w tym skrawku ziemi.
Gorące pozdrowienia dla Ciebie Kasiu i miłośniczek Twojego bloga
Dziękuję Ci bardzo Lilo- za miłe słowa i za polecenie książek. Naprawdę się cieszę, że zaglądasz regularnie na bloga. Mam nadzieję, że uda Cię wrócić tutaj i że wtedy się spotkamy!
DeleteCoucou Kasia
ReplyDeletetes photos sont très jolies, une belle ambiance ce week-end et pour moi l'occasion de faire ta connaissance ainsi que Celles des filles et je en suis ravie! J'espère te revoir bientôt.
Je aussi l'expo manqué, une prochaine fois ?
Belle journée
Merci Lili, j'étais heureuse moi aussi de te rencontrer!
DeleteC'était vraiment très sympa malgré le changement de programme à la dernière minute! Comme tu le dis, par ici il faut toujours avoir un Plan B!
ReplyDeleteBises
Fajne muszą być takie spotkania, odrobinkę zazdoszczę :)
ReplyDeleteNaleśnik wygląda mega bosko, zapewne tak samo smakował...mniam!!!
Pozdrawiam:)
Masz rację, takie spotkania to wisienka na torcie przy pracy nad blogiem. Na co dzień poświęcamy temu sporo czasu, serca i wysiłku, a od święta spotykamy się i... no właśnie, świętujemy. :) Pozdrawiam Cię ciepło!
DeleteÇà à l'air trop bon ce que vous avez mangé !! Mmmm !
ReplyDelete