Po
dłuższej przerwie, wznawiam cykl ‘Bretania oczami czytelników’.
Zamierzam teraz publikować Wasze relacje w co drugą sobotę, w sam
raz do kawy i do marzenia o podróżach bądź planowania wyprawy do
Bretanii. Jak długo potrwa ta seria, to zależy tylko od Was – mam
kilka opowieści w zanadrzu dzięki dobrej woli kilku czytelników,
ale chętnie przyjmę nowe historie, piszcie śmiało w tej sprawie
na maila! Dziś ostatnia część relacji z podróży czytelniczki
Kasi (poprzednie znajdziecie tu i tutaj), zapraszam do lektury! Za
zdjęcia i tekst odpowiada Kasia, ja zajęłam się tylko
tłumaczeniem.
Après
une longue pause, je reviens avec la série d’articles ‘La
Bretagne vue par les lecteurs’. Cette fois, ce sera le dernier
épisode du récit de Kasia (les deux parties précédentes sont
à lire ici et là) et désormais, j’ai prévu de publier les
billets de vos voyages régulièrement : tous les deux samedis.
J’espère que ces articles pourront ainsi accompagner une pause
détente pendant le week-end et vous permettront de rêver
d’un tour de Bretagne ou d’en préparer un, tout un sirotant
votre café. J’espère que le programme vous plaît ? Si vous
souhaitez faire partie de mes contributeurs, n’hésitez pas à
m’envoyer un mail, j’en serais ravie ! La durée de cette
série d’articles ne dépendra donc que de vous. Les photos et le
texte sont de Kasia et moi, je ne me suis chargée que de la
traduction.
***
Tak
minął tydzień…. Jeszcze w Polsce postanowiliśmy, że po pobycie
w Erquy pojedziemy choć na 3 dni na południe Bretanii. Zanim jednak
dotarliśmy do Lorient na południu, ruszyliśmy na zachód, nad
ocean. Pointe du Raz, najdalej na zachód wysunięty
punkt kontynentalnej Francji był kolejnym miejscem, które
chcieliśmy zobaczyć. Piękno i ogrom oceanu robią wrażenie… tym
bardziej, że wiało i padało, a właściwie to lało cały dzień.
Przemokliśmy do suchej nitki, mimo że byliśmy przygotowani na taką
pogodę – mieliśmy kurtki przeciwdeszczowe i kalosze. Ale
co zobaczyliśmy, to nasze!
Et
voilà, une semaine s’était écoulée… Déjà avant le départ
en Bretagne, nous avions décidé qu’après notre séjour à Erquy,
nous allions partir vers le sud de la Bretagne, pour au moins trois
jours. Avant d’arriver à Lorient, on s’est dirigés à l’ouest,
vers l’océan. Notre destination était la Pointe du Raz, l’endroit
situé le plus à l’ouest de la France. La beauté et l’immensité
de l’océan sont impressionnantes... d’autant plus qu’on a eu
de la pluie et du vent. A vraie dire, on a passé toute la journée
sous une pluie battante. Nous étions trempés comme des soupes,
malgré les tenues adaptées que nous avions prévues : des
k-ways et des bottes. Mais ça n’enlève en rien le charme de ce
qu’on a vu.
Kolejny
dzień to powrót ładnej pogody... a więc dalej, trzeba zwiedzać!
Na początek Quimper - stolica Kornwalii.
Przyjechaliśmy do Quimper w niedzielne przedpołudnie, turystów
niewielu o tej porze dnia… spacerowaliśmy malowniczymi uliczkami
Starego Miasta oglądając zabytkowe domy. Sercem Starówki jest
Katedra Saint-Corentin, pięknie odrestaurowana zachwyca architekturą
utrzymaną w stylu gotyku płomienistego. Quimper
zaliczone więc czas ruszać dalej!
Le
jour suivant, le soleil est de retour! Nous voici repartis pour la
suite de la visite. On commence par Quimper, la capitale de la
Cornouaille. On y est arrivés dimanche dans la matinée, il n’y
avait pas beaucoup de touristes à ce moment-là. On s’est baladés
dans les rues pittoresques de la vieille ville en regardant de belles
maisons. Le cœur du vieux Quimper, c’est la cathédrale
Saint-Corentin, un joyau du gothique flamboyant. Bien restaurée,
elle nous a impressionés avec son architecture. Après Quimper, on
poursuit notre visite !
Concarneau to
duży port rybacki, zajmujący pierwsze miejsce we Francji w połowach
tuńczyka, miasto sztuki oraz znane kąpielisko. My ograniczyliśmy
się do spaceru po niezwykle urokliwym starym mieście znajdującym
się na wyspie. Wyspa została ufortyfikowana i otoczona murami
obronnymi już w XIII wieku. Można powiedzieć, że przenieśliśmy
się w czasy średniowiecza: wąskie, brukowane uliczki, a przy nich
stojące małe kolorowe domy, w których obecnie mieszczą się
liczne sklepy z pamiątkami, lodziarnie i restauracje. To
miejsce niezwykle malownicze i zdecydowanie warto tu przyjechać!
Concarneau
est un grand port de pêche, le premier en France au niveau de la
pêche au thon, une ville d’art et un endroit propice à la
baignade, mais nous n’y avons fait qu’une balade dans la Ville
Close. Cette vieille ville est située sur un îlot qui a été
fortifié et entouré des remparts déjà au XIIIième siècle. On
peut s’y sentir comme si on remontait au Moyen Âge. Il y a des
rues pavées, des maisons en couleurs abritant maintenant des
magasins de souvenirs, des glaciers et des restaurants. C’est un
endroit vraiment pittoresque qui vaut absolument la peine d’être
découvert !
Pont-Aven to
niewielkie, malowniczo położone miasteczko, znane ze swych
kilkunastu młynów oraz portu. Do Pont-Aven przybył w drugiej
połowie XIX wieku Paul Gaugin, a po nim wielu innych artystów m.in.
Emile Bernard i Maurice Denis. Przybywali tutaj przyciągani nie
tylko przez malarskie pejzaże, ale również, a może nawet przede
wszystkim przez niskie ceny. To tutaj powstała słynna szkoła
malarska z Pont-Aven.
Pont-Aven
est un petit village dont la localisation est pittoresque et qui est
connu par ses moulins et par son port. C’est ici qu’au milieu du
XIXième siècle est arrivé Paul Gaugin et puis d’autres artistes
comme Emile Bernard et Maurice Denis. Ils venaient là-bas, attirés
non seulement par des beaux paysages, mais aussi par les prix bas.
C’est ici que la fameuse école de peinture de Pont-Aven est née.
W
Port-Aven po raz pierwszy jedliśmy bretońskie, gryczane naleśniki
czyli galette: ja z serem roquefort i z pieczarkami w sosie
śmietanowym, mój mąż klasycznie czyli szynka, ser i jajeczko,
a córka oczywiście na słodko – banan i czekolada. Do tego
oczywiście cydr dla dorosłych. Oj, było pyszne! Nieco rozleniwieni
ruszyliśmy dalej...
A
Pont-Aven, nous avons goûté pour la première fois les crêpes
bretonnes : une au roquefort et aux champignons à la crème
pour moi, une complète traditionnelle pour mon mari et
une chocolat-banane pour notre fille, qui a évidemment
préféré la version sucrée. En accompagnement, bien sûr, du cidre
pour les adultes. Humm, c’était bon ! On avait un peu de mal
à décoller après ce repas, mais on a poursuivi la visite.
Być
w Bretanii i nie widzieć menhirów? Kierunek Carnac.
Musieliśmy przecież zobaczyć menhiry, dolmeny, tumulusy...
Jaki był cel ich ustawiania? To do dziś pozostaje tajemnicą:
jedni twierdzą, że miały znaczenie kultowe, inni, że, służyły
do obliczeń astronomicznych. Największe skupisko megalitów, ale
również najważniejszy zabytek prehistoryczny w Europie i rejonie
Morza Śródziemnego, starszy niż egipskie piramidy znajduje
się właśnie w Carnac. Trudno sobie wyobrazić, że
tutejsze menhiry pochodzą sprzed kilku tysięcy lat. Jak
kamienie wtedy transportowano, ustawiano? W Carnac mamy 2
rodzaje megalitów: menhiry i dolmeny. Menhiry to
pojedyncze kamienie, które ustawiano ponoć w miejscach
przecięcia się linii siatki magnetycznej Ziemi, koncentrując
jej energię i łącząc ją z energią kosmiczną. Dolmeny natomiast
to kamienne stoły, gdzie dwa kamienie pionowe przykryte są
trzecim, poziomym... W nich też ma miejsce koncentracja
energii.
Aller
en Bretagne sans voir les menhirs? Impossible. Direction Carnac, pour
voir des menhirs, des dolmens, des tumuli. Dans quel but on les
alignait ? Cela reste secret jusqu’au aujourd’hui. Certains
pensent que c’était pour des raisons de culte, d’autres, que
cela servait à des calculs astronomiques. C’est à Carnac que se
trouve la plus grande concentration de menhirs en Europe qui
constitue aussi le plus important monument préhistorique du vieux
continent, plus ancien que les pyramides égyptiennes. On a du mal à
réaliser que ces menhirs datent de plusieurs milliers d’années.
Comment on les transportait et alignait à l’époque ? Les
menhirs sont des pierres isolées que l’on plaçait,
paraît-il, dans les endroits où une source d’energie terrestre se
cumulait et réjoignait l’énergie de l’univers. Les dolmens sont
des sortes de tables en pierre où deux pierres verticales sont
couvertes d’une horizontale. C’est là où l’énergie se
concentre.
Pełni
energii ruszyliśmy do Locmariaquer żeby zobaczyć inne ciekawe
zabytki megalityczne. Tutaj znajduje się Wielki Menhir - dziś
w 4 kawałkach - kiedyś mierzył 20 metrów i ważył
jakieś 300 ton, był więc największym ze znanych stojących
kamieni. Obok znajduje się dolmen znany jako Stół Rodziny
Marchand, który został ustawiony 4-3 tysięcy lat p.n.e. Tak jak w
tym przypadku, dolmeny wchodzą też w skład większych kompleksów
z zamkniętą komorą grzebalną. Ustawione są wtedy w zagłębieniu
podłoża lub od strony zewnętrznej, przysypane warstwą ziemi, są
to tzw. kopce grzebalne czyli tumulusy. Wizyta w tych dwóch
miejscach to była magia połączona z dużą dawką energii!
Pleins
d’énergie, on est partis à Locmariaquer pour voir d’autres
mégalithes. C’est là qu’on trouve le Grand Menhir –
aujourd’hui en quatre morceaux – qui mesurait vingt mètres
autrefois et qui pesait 300 tonnes : c’était le plus imposant
menhir dressé. Juste à côté se trouve le menhir connu sous le nom
de la Table de la famille Marchand, dressé entre 3 et 4 mille ans
av. J.C. Les dolmens, comme dans ce cas-ci, font également partie de
plus grands ensembles, avec une chambre funéraire fermée,
recouvertes de terre : des tumuli. La visite de ces deux
endroits, c’est de la magie liée à une bonne dose d’énergie !
W
drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Półwysep Quiberon, który
przyciąga pięknymi krajobrazami. Szczególnie jego klifowe
zachodnie wybrzeże zwane nie bez powodu dzikim robi wielkie
wrażenie. Dojechaliśmy do miasteczka Quiberon, które znajduje
się na południowym krańcu półwyspu i z punktu widokowego
znów podziwialiśmy ocean.... Ach! Droga powrotna wiodła
oczywiści wzdłuż Dzikiego Wybrzeża, będącego krainą
poszarpanych, skalistych klifów, z licznymi grotami, szczelinami i
przepaściami. Oj, po tym dniu pełnym magii i innych atrakcji
padliśmy jak kawki.
Sur
le chemin du retour, on est encore allés voir la Presqu’île de
Quiberon qui attire par ses beaux paysages. Surtout son côté ouest,
avec des falaises, non pas sans raison appelé ‘sauvage’, est
impressionnant. On est arrivés au village de Quiberon, situé au sud
de la presqu’île, et on a admiré l’océan d’un beau point de
vue. Et au retour, on a pris la route longeant la Côte
Sauvage, avec des falaises irrégulières, des grottes, des fissures.
Après cette journée remplie de magie et d’autres attractions, on
est tombés raides morts !
Ostatni
dzień w Bretanii to wizyta w Lorient. Miasto zostało założone na
rozkaz króla Ludwika XIV, żeby w tutejszym porcie budować
okręty dla Kompanii Wschodnioindyjskiej. Bardzo szybko miasto stało
się siedzibą kilku Kompanii. Przez tutejszy port
przechodziły wszystkie towary przywożone nie tylko z Indii, ale też
z kolonii francuskich. Po likwidacji francuskiego imperium
kolonialnego Lorient stało się ważnym portem militarnym (było
siedzibą Marynarki Królewskiej), handlowym i rybackim. Obecnie
portowa sceneria miasta jest niezwykła. Podczas II wojny światowej,
a dokładnie od grudnia 1941 roku znajdowała się tu główna
baza niemieckich U-Bootów, okrętów podwodnych walczących na
Atlantyku. Podczas wojny miasto zostało niemal doszczętnie
zniszczone przez liczne bombardowania. Na Lorient spadło ponad
sześćdziesiąt tysięcy bomb. Teraz wielkie żelbetowe bunkry są
groźnym tłem dla stacjonujących tam hipernowoczesnych jachtów.
Dziś Lorient to zagłębie wielokadłubowców. Tak wielu speców od
katamaranów czy trimaranów trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.
To tutaj Roman Paszke prowadził ostatnie prace przygotowawcze przed
samotnym rejsem dookoła świata. A my to wszystko widzieliśmy!
Le
dernier jour lors de notre séjour en Bretagne a été dédié à la
visite de Lorient. Le port, et ensuite la ville, ont été créés
sous le règne du Louis XIV pour y bâtir des bâteaux pour
la Compagnie des Indes Orientales et pour assurer la
liaison commerciale avec les Indes. C’est ici
qu’arrivait la marchandise des Indes, mais aussi des colonies.
Après la fin de l’empire colonial, Lorient est devenu un important
port militaire (et siège de la marine royale), mais aussi de
commerce et de pêche. Le décor actuel du port est assez inédit.
Pendant la seconde guerre mondiale, c’est ici que se trouvait la
base principale des U-Boots, des sous-marins allemands. Pendant la
guerre, la ville a été presque complètement détruite par les
bombardements, avec plus de 60 mille bombes qui y sont tombées.
Maintenant, les bunkers de beton armé costituent un fond menaçant
pour les yachts ultra-modernes. Aujourd’hui, Lorient est un bastion
des multicoques. Il est difficile de trouver autant de spécialistes
des catamarans et des trimarans ailleurs qu’ici ! Et c’est
ici que Roman Paszke fit ses derniers préparatifs avant son voyage
en solitaire autour du monde. Et nous, nous avons vu tout cela !
Na
koniec zostawiliśmy sobie Vannes. Nasz spacer po mieście
rozpoczęliśmy oczywiście od znalezienia Office de Tourisme.
Musieliśmy się spieszyć, bo deszczowo-burzowe chmury zbierały się
nad miastem. Na stare miasto weszliśmy Bramą Świętego Wincentego
znajdującą się przy półkolistym Placu Gambetty. Spacerowaliśmy
wąskimi brukowanymi uliczkami. Stare, szachulcowe domy robią duże
wrażenie. Tak doszliśmy do katedry Saint-Pierre. Stamtąd
ruszyliśmy w kierunku Porte de Prison i parku, żeby podziwiać
średniowieczne mury obronne, u stóp których płynie strumień
Marle. Integralną częścią murów jest zamek książęcy
pochodzący z XIV wieku. Z zamkiem sąsiaduje XVII wieczna pralnia
miejska. Ta część miasta jest najbardziej malownicza w całym
Vannes.
On
a gardé Vannes pour la fin. On a
commencé notre balade en ville par une visite à l’office de
tourisme. On a dû se dépêcher, car des nuages menaçants se
cumulaient au-dessus de nos têtes. En rentrant par la Porte
Saint-Vincent (près de la Place Gambetta), on a marché dans la
vieille ville. Les vieilles maisons à colombages sont très
impressionnantes. On est arrivés à la cathédrale
Saint-Pierre, puis partis dans la direction de la Porte de Prison et
du parc pour admirer les remparts, le château ducal du XIVième et
le lavoir du XVIIième siècle. La plus pittoresque partie de la
ville se trouve justement ici.
Niestety,
wszystko co dobre, szybko się kończy... Bretania zachwyca, jest
magiczna. Nie potrafię tego do końca wyjaśnić, może to rytm
przypływów i odpływów, może historie o Druidach i
tajemnicze menhiry, może fantazyjne kształty różowych granitów,
małe średniowieczne miasteczka, gotyckie katedry i opowieści o
świętych, założycielach Bretanii, a może wszystko naraz? Szkoda
tylko, że nie mogliśmy tu zostać dłużej i cieszyć się jeszcze
bardziej magią tego regionu Francji. Na koniec chciałabym jeszcze
dodać, że ani barwne opisy, ani piękne zdjęcia nie oddadzą
rzeczywistego piękna Bretanii!
C’était
malheureusement la fin des bonnes choses! La Bretagne émerveille,
elle est magique. Je ne sais pas l’expliquer en détail, c’est
peut-être dû au rythme des marées, aux histoires des druides, aux
menhirs mystérieux, aux formes pleines de fantaisie du granit rose,
aux villages médiévaux, aux cathédrales gothiques, aux récits sur
les saints fondateurs ? Et peut-être qu’il y a de tout
cela ensemble ? On regrette juste de ne pas avoir pu y rester
plus longtemps pour apprécier encore plus la magie de cette région
de France. Et pour finir, j’aimerais rajouter que ni les
descriptions, ni les photos ne pourront refléter pleinement la
beauté de la Bretagne !
***
Ogromne
podziękowania dla Kasi za jej obszerną relację. Gdybyście chcieli
dowiedzieć się więcej o miejscach, o których wspominała, odsyłam
Was do moich relacji:
Un
énorme merci à Kasia pour son récit détaillé! Si vous voulez en
savoir plus sur les endroits dont elle parle, voici mes articles sur
le sujet :
Klimatyczny region ;) Może się kiedyś wybiorę! PS. Nigdy tego nie pisałam a już chwilę śledzę Twojego bloga - podoba mi się to, że jest pisany w obu wersjach językowych (zaczęłam jakiś czas temu uczyć się francuskiego i czytanie wpisów na blogu to fajna opcja użytkowania go - przyjemne z pożytecznym), sama zastanawiam się czy by nie zacząć pisać tak samo, tyle, że po włosku ;)
ReplyDeleteKasiu, naprawdę miło to słyszeć! Bardzo Cię zachęcam do pisania również po włosku, sama chętnie bym sobie wpisy w obu językach poczytała, zaglądając do Ciebie. :) Jak Ci się uczy francuskiego w porównaniu do włoskiego? Pozdrowienia!
DeleteŚwietna relacja :) Kiedy widzę takie tajemnice jakimi są wspomniane tutaj menhiry naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy dawno temu nie żyła na Ziemi jakaś inteligentniejsza rasa niż my :D
ReplyDelete