Le
mois de mai n’a pas des air de printemps cette année. Mais,
parfois, on est agréablement surpris par la météo : ce
week-end, c’était le cas. Il faisait beau, il y avait du soleil et
hier, dans la matinée, il n’y avait même pas de vent, ce qui est
très rare en Bretagne. On en a profité pour manger dehors,
spontanément : comme ça, au moins une fois avant notre départ,
on aura réussi à profiter du mini jardin. Voici devant nous la
dernière semaine dans notre petite maison de pierre dans les
environs de Brest. Elle est louée pour les vacances d’été, nous
allons donc passer les trois mois qui viennent à Quimper. Nous
restons dans le Finistère (au
bout du monde) , en déménageant juste du nord au sud.
W
sobotę postanowiliśmy wybrać się na spacer, by jeszcze coś
nowego zobaczyć w okolicy przed wyjazdem. Byłam też spragniona
przechadzki nad morzem- mając je na wyciągnięcie ręki, grzechem
byłoby z tego nie korzystać. Najpierw zatrzymaliśmy się na chwilę
w porcie (zdjęcia powyżej), ale nic nas tam szczególnie nie
zatrzymało, więc pojechaliśmy dalej, tzw. trasą turystyczną
(route touristique). Kolejne dwa ujęcia
powstały po drodze: kiedy podobały mi się widoki i dało się
zatrzymać, to tak właśnie robiliśmy.
Samedi,
on a décidé de faire une balade, pour découvrir encore quelque
chose de nouveau avant de quitter cet endroit. J’avais également
envie de voir la mer, car en habitant à côté, j’aurais tort de
ne pas en profiter. On a d’abord fait une escale au port (les
photos ci-dessus), mais rien de particulier n’a attiré notre
attention là-bas. Nous avons donc repris la voiture pour suivre la
« route touristique ». Les photos ci-dessous on été
prises sur le chemin.
Na
dłużej zatrzymaliśmy się przy małej, dzikiej plaży naprzeciw
fortu Cézon (to kolejna fortyfikacja Vaubana, mająca chronić przed
najazdami Anglików- pamiętacie niedawną wyprawę do Fort
de Bertheaume?), którego zdjęcie zamieściłam
na Facebooku jako
punkt charakterystyczny mający pomóc w odgadnięciu miejsca, w
którym byliśmy. Zastanawiałam się, czy dodać do tego posta
etykietkę „Ciekawe miejsca”, ale stwierdziłam, że nie- na
takiej zasadzie to musiałabym ją dodawać do każdego wpisu. Prawda
jest taka, że w Bretanii, gdzie się nie ruszymy, czekają na nas
piękne zakątki. Uwielbiam te małe, dzikie plaże, ciche zatoczki,
gdzie obcujemy tylko z samymi sobą i przyrodą.
On
est restés plus longtemps sur une petite plage en face du fort Cézon
(c’est une fortification de Vauban, j’ai parlé récemment de lui
à l’occasion de la sortie au Fort
de Bertheaume) et j’ai déjà mis une photo de ce fort sur la
page Facebook du blog pour vous faire deviner où on était
samedi. J’ai hésité à mettre ce billet dans la
cathégorie « Lieux d’intérêt » et finalement,
je ne l’ai pas fait, en me disant que dans ce cas-là je devrais
labelliser de cette manière tous les articles. Car il faut dire
qu’on Bretagne, partout, il y a de beaux coins. J’ai un faible
pour les petites criques, les chemins côtiers
etles
plages sauvages où il n’y a personne à part nous et la nature en
face.
Znaleźliśmy
w tym nieco odosobnionym miejscu domek wyglądający na letniskowy, a
za nim kilka przyczep kempingowych i odwróconą łódkę, którą
ktoś przerobił na mieszkanie! Olivier był tym pomysłem
zachwycony. Jak pewnie zdążyliście już zauważyć na
publikowanych przeze mnie zdjęciach, wszelkiej maści łódki i
statki są nieodłącznym atrybutem Bretanii. Pamiętam, jak kilka
lat temu pewna Francuzka przyjeżdżająca regularnie na wakacje do
Bretanii powiedziała mi, ze jej pierwsze skojarzenie z morzem to
właśnie łódki. Ja miałam zupełnie inne doświadczenia:
przychodził mi na myśl nieograniczony niczym horyzont, jaki
podziwiałam w dzieciństwie nad Bałtykiem. W Bretanii, mimo, że
jesteśmy na oceanem, taki widok zdarza się niezwykle rzadko (co
mnie dawno temu zdziwiło, bo w porównaniu do morza wyobrażałam
sobie… jeszcze większy bezkres). Na horyzoncie często są skały,
wyspy, latarnie i właśnie statki.
Sur
le chemin côtier, on est tombés sur une petite maison et,
derrière, il y avait plusieurs camping-cars et une coque de bateau
renversée et transformée en maison. Olivier était enchanté par
cette idée ! Vous avez sans doute remarqué sur mes photos de
la Bretagne que les bateaux y apparaissent très souvent. Cela me
fait penser à une conversation d’il y a quelques ans avec une
Française qui venait régulièrement en vacances en Bretagne. Elle
m’a dit que pour elle la mer voulait dire les bateaux. Ce n’était
pas si évident que ça pour moi, car j’étais habituée à une
autre image de la mer : au bord de la Baltique, sur l’horizon,
on ne voit souvent que la mer. En Bretagne, c’est rarement le cas :
la plupart de temps, il y a des rochers, des ilots ou des îles, des
phares et des bateaux, bien sûr!
Nazwa
miejsca, w którym byliśmy, L’Aber Wrac’h, jest bretońska.
Takie toponimy stanowią prawdziwe łamigłówki dla Francuzów z
innych części kraju, którzy kompletnie nie potrafią tego czytać.
Nam bretoński może wydać się całkiem swojski – mamy na wstępie
przewagę nad Francuzami – bo na porządku dziennym są w nim
spółgłoski „k”, „w” i „z”, które we francuskim
występują w znikomym stopniu. Gdybyście się natomiast
zastanawiali, co to za dziwne „c” i „h” rozdzielone
apostrofem – stanowią one jedną głoskę i czyta się je czasem
jak „k” a czasem jak „sz”. I bądź tu człowieku mądry! Tu
zatem Francuz, przyzwyczajony do meandrów wymowy swojego języka
(jako przykład,nazwiska można zapisywać na tyle różnych
sposobów, że trzeba je literować za każdym razem!), dogania nas i
razem rozkładamy ręce nad bretońskimi nazwami.
Le
nom breton de l’endroit où on était, L’Aber Wrac’h,
peut sembler un peu compliqué. Les toponimes de ce genre constituent
un casse-tête pour les Français venant d’ailleurs, n’est-ce
pas ? Dans une première approche, les Polonais pourraient avoir
une longueur d’avance pour ce décryptage du breton, car les
consonnes comme « k », « w », « z »
qui apparaissaient souvent en breton nous sont très familières.
Mais ensuite, en sachant que le « c’h » peut se proncer
soit comme « ch », sit comme « k », ce sont
les Français qui le comprennent plus facilemet que nous...
Ale tam pięknie!
ReplyDeletePiękne niebo... kocham Bretanię za te zatoczki, skałki i pejzaż zmieniający się co kilkadziesiąt metrów...
ReplyDeleteMile wspominam lata gdy kazde wakacje i weekend spedzalam nad oceanem, witajac sie z nim rano i mowiac mu dobranoc... latem wsiadalam w TGV o 5-ej rano by jechac na caly tydzien do pracu i wrocic w piatek wieczorem nad Ocean... Czulam sie uprzywilejowana mogac go podziwiac tak czesto... Ten etap juz sie zakonczyl, ale na zawsze pozostanie w mej pamieci ...
Pozdrawiam (dzis) z Brukseli
Nika
Ja również uwielbiam tę różnorodność widoków, zresztą morze czy ocean nigdy się nie nudzą. :) Zgadzam się z Tobą, że to przywilej - bardzo doceniam to, ze na zwykły spacer możemy wybrać się w takim otoczeniu. Serdeczne pozdrowienia!
ReplyDeleteW cudnym miejscu mieszkasz i fajnie, że to doceniasz:).Bo czasami bywa tak, że ciągnie nas daleko a nie zauważamy i nie doceniamy tego co mamy na wyciągnięcie ręki:).A ta mała zatoczka na jednym ze zdjęć śliczna, zachęca do spędzenia tam dnia.
ReplyDeleteMo., jestem tego samego zdania- często łatwiej zachwycić się tym, co gdzieś indziej, dalej, a jestem przekonana,że każdy ma piękne miejsca obok siebie, trzeba je tylko odkryć i docenić. :)
ReplyDeleteAleż u Ciebie jest pięknie, korzystaj z tych widoków :-)
ReplyDeleteJak zawsze piękne zdjęcia, a pomysł z domkiem, przerobionym z łódki, bardzo fajny.
ReplyDelete