Niedawno
postanowiłam zrobić Olivierowi niespodziankę na naszą pierwszą
rocznicę ślubu i zarezerwowałam bilety na wyspę Sein.
Nieczęsto się zdarza, żebyśmy jakieś miejsce w Bretanii
poznawali razem, do tego od czasu gdy Olivier zaczął pracę na
wyspie Batz i Ouessant,
intrygują nas one bardziej niż wcześniej. Odkąd pracuję w biurze
turystycznym, mój weekend wypada w poniedziałek – na ten właśnie
dzień zapowiadali najgorszą pogodę od dłuższego czasu. Nie
przejęłam się tym szczególnie, bo na wyspach jest często lepsza
aura niż na kontynencie. Poniżej możecie zobaczyć, jaka pogoda
przywitała nas w porcie (Audierne), z którego odpływał
statek.
En
réservant des billets pour l’Ile de Sein, j’ai fait une surprise
à mon mari pour notre premier anniversaire de mariage. C’est très
rare qu’on puisse découvrir un endroit en Bretagne pour la
première fois tous les deux et là, cela allait être le cas. Depuis
que je travaille à l’office de tourisme, mon ‘week-end’ tombe
le lundi, je n’avais donc pas de choix pour la date de départ et
pourtant, ça devait être la pire journée depuis longtemps, du
point de vue de la météo... Mais je ne me faisais pas beaucoup de
souci, car d’habitude le temps sur les îles est meilleur que sur
le continent. Ci-dessous, vous pouvez voir quel temps il faisait le
matin à l’embarcadère d’Audierne.
Po
wejściu na pokład, zajęliśmy miejsca na zewnątrz- chwilę się
zastanawiałam, gdzie najlepiej usiąść i z pomocą
przyszedł mi mąż. Doradził siedzenia tuż za kabiną kapitana
z uwagi na osłonę przed wiatrem. Wiele miejsc na zewnątrz
było zajętych, ruszyliśmy i… zaledwie chwilę później statek
zaczął mocno się kołysać a osoby siedzące z brzegu zostały
zroszone morską pianą. Pasażerom mina nieco zrzedła, ale wciąż
siedzieli na miejscu. Po chwili fale zaczęły rozbryzgiwać się na
pokładzie…to był prawdziwy morski prysznic! Dla nas trochę
słabszy niż dla reszty, ale też byliśmy trochę zmoczeni.
Większość osób przesiadła się do środkowego rzędu i, dwa
kolejne zroszenia później, wszyscy jak jeden mąż chwiejnym
krokiem zeszli schronić się do kajuty. Dla Oliviera ta scena była
atrakcją poranka! Ja także dostrzegłam jej komizm, ale że sama
kurczowo trzymałam się siedzenia, nie śmiałam się z innych.
Rodzina siedząca obok nas podsumowała to tak: „Jeśli było sześć
miejsc, które trzeba było dziś zająć, to były to właśnie
nasze!”
Une
fois au bord, on prend des places à l’extérieur : juste
derrière le capitaine du bateau, pour être un peu à l’abri du
vent (suivant le conseil de mon chéri). Il y a de la houle et le
bateau bouge bien. Les passagers assis aux extrémités sont vite
arrosés par la mousse des vagues. Un sourire pâle aux lèvres, ils
résistent et ne bougent pas. Ensuite, des grosses vagues et... une
bonne douche marine (moins pour nous, mais on n’est pas au sec non
plus) : les personnes se déplacent vers le milieu du bateau.
Ensuite, encore de l’arrosage ! Là, tout le monde bouge d’un
coup et descend, d’un pas incertain, l’escalier, pour s’abriter
en bas. Olivier se marre bien, moi, tout en aperçevant le comisme de
la situation, je reste bien accrochée à mon siège : je n’ose
donc pas trop me moquer des autres. Les seuls qui restent à
l’extérieur, c’est nous deux et la famille de quatre
assise juste à nos côtés. Comme le résume notre voisine :
« S’il y avait six places à prendre ce matin, c’étaient
les nôtres ! ».
Dosłownie
dwie minuty po tym, jak wszyscy w panice zeszli po schodach, statek
wciąż się kołysał, ale już bez „efektów ubocznych”. Nikt
nie odważył się jednak wrócić, a prawda jest taka, że większość
osób wewnątrz czuje się gorzej. Pierwszy raz miałam okazję
płynąć po wzburzonym morzu (i choć zdaniem Oliviera: „to
jeszcze nic”, dla mnie to już było coś!) – towarzyszyły temu
niezapomniane wrażenia. Niestety nie dałam rady zrobić zdjęć-
aparat dla bezpieczeństwa został schowany w kajucie. Warunki
atmosferyczne, a co za tym idzie, krajobrazy, zmieniały się wiele
razy podczas naszej, zaledwie godzinnej, podróży. Widok potrafił
być diametralnie różny po lewej i prawej stronie statku. W pewnym
momencie otoczyła nas znienacka bardzo gęsta mgła, ale ostatecznie
dopłynęliśmy do wyspy skąpanej w słońcu. Potem się nieco
zachmurzyło i na zachodniej stronie wyspy, dokąd się najpierw
udaliśmy, mocno wiało. Widoki były mimo wszystko piękne.
Deux
minutes après la fuite de nos covoyageurs, il y avait toujours de la
houle, mais plus d’’effets spéciaux’. Sachez qu’en général,
à l’ intérieur du bateau, il est plus facile d’avoir le
mal de mer. Pourtant, personne n’a osé revenir. La traversée sur
une mer agitée était impressionnante pour moi, même si pour
Olivier ‘ce n’était pas grand-chose’. Pour moi, si ! En
plus, les vues changeantes au gré de la météo y rajoutaient
beaucoup de charme. A un moment, on a été couvert, tout à coup,
d’une brume très dense. L’acostage s’est quand même fait sous
le soleil : voici une arrivée sur l’île de Sein en beauté.
Nous sommes partis à l’ouest, où le vent était fort. Le ciel
s’est recouvert, mais les panoramas restaient très jolis.
Dotarliśmy
do latarni, gdzie okazało się, ze nie mamy drobnych na bilet (uroki
płacenia wszędzie kartą!). Na szczęście na wyspie nigdzie nie
jest daleko, postanowiliśmy więc po prostu wrócić do „centrum”,
by znaleźć bankomat. Ostrzeżono nas, że z wypłaceniem pieniędzy
może być problem. Faktycznie: żadnego wolnostojącego bankomatu a
agencje bankowe zamknięte, bo to przecież poniedziałek.
Wychodząc z banku, Olivier natknął się na znajomą! Poratowała
nas (dzięki niej zobaczycie zdjęcia z latarni!) a my mamy nauczkę,
by zawsze sprawdzać, czy jakieś drobne są w kieszeni. Swoją
drogą, „centrum” wyspy niezwykle nas urzekło – wąskie
uliczki, kolorowe domy, mnóstwo kwiatów.
Nous
parvenons jusqu’au phare où on découvre qu’on n’at pas de
monnaie sur nous : pas de tickets d’entrée, donc.
Heureseument, rien n’est très loin sur l’Ile de Sein : on
décide de revenir au bourg. On nous prévient que ça peut être
compliqué de sortir de l’argent... Effectivement: aucun
distributeur sur l’horizon et les agences de banques fermées (je
vous rappelle qu’on est lundi). Mais, on sortant de la banque, une
chance immesurable : Olivier tombe sur une copine. Elle nous a
sauvé (c’est grâce à elle que vous verrez les photos du phare)
et on s’est dit que la prochaine fois, il fallait vraiment y faire
attention. Le bourg de Sein, pour revenir à nos moutons, est très
charmant, avec ses ruelles étroites, des façades colorées, maisons
fleuries et détails mignons. Un vrai coup de cœur !
W
międzyczasie pogoda zrobiła się idealna, rozłożyliśmy się więc
na plaży. Mimo odpływu, było bardzo przyjemnie – w dodatku
byliśmy na piasku sami.
Entre-temps,les
nuages ont été chassis pour de bon et le temps est devenu parfait.
Nous nous installons sur la plage, avec une superbe vue en face et
personne autour : le paradis !
Wróciliśmy
pod latarnię, ale to nie był koniec perypetii- tuż przed wejściem
wysiadła mi bateria w aparacie. Wzięłam ze sobą ładowarkę,
obawiając się, że może to nastąpić i poprosiłam pana
pilnującego wejścia, czy mogę ją podłączyć. Musiał mieć ze
mnie niezły ubaw, gdy po jakimś kwadransie zeszłam nad dół, by
wspiąć się ponownie po 250 schodach, tym razem z aparatem. Czego
się nie robi dla czytelników bloga! ;)
Ensuite,
nous retournons voir le phare, mais les péripéties continuent.
Juste avant l’entrée, ma batterie dans l’appareil photo se
décharge. J’ai prévu une telle éventualité et je demande le
monsieur à l’acceuil si je peux brancher mon chargeur. On monte,
admire les vues et moi, je descends assez vite pour remonter les 250
marches, cette fois-ci, avec l’appareil. Je l’ai fait avant tout
pour les lecturs du blog ! ;)
Po
zejściu z latarni udaliśmy się w nieco bardziej „dzikie”
zakątki wyspy, gdzie cieszyliśmy się spokojem i pięknymi
widokami.
Après
le phare, on explore ses alentours, un peu plus sauvages que le reste
de l’île. On y profite bien du calme et de jolis panoramas.
Po
powrocie do miasteczka zastaliśmy odpływ. W ciągu kilku godzin
widoki zmieniły się nie do poznania, mieliśmy wrażenie, że
odkrywamy wszystko na nowo. Woda podpływała aż do murów, panował
sielski wakacyjny klimat. Siedząc ze szklanką piwa w dłoni na
kawiarnianym ogródku, nie mieliśmy ochoty wracać…
Une
fois retournés au bourg, on rédecouvre Sein à marrée saute: tout
nous paraît si différent et encore plus beau. L’eau arrive
jusqu’aux murs, l’ambiance est joyeuse, détendue et très
estivale. Sur la terrasse, avec une bière fraîche à la main, on
n’a pas vraiment envie de regagner le continent...
Powrót
odbył się przy spokojnym jak jezioro oceanie, słońce wciąż
mocno świeciło, mimo wieczorowej pory. „Nuda”, zdaniem
Oliviera, ja z kolei cieszyłam się, mogąc sfotografować La Pointe
du Raz, czyli najdalej wysunięty na zachód przylądek nazywany „le
bout du monde” (kraniec świata) i zobaczyć z bliska jedną z
najpiękniejszych latarni morskich Bretanii. Droga Wyspo Sein, z
chęcią odwiedzimy cię ponownie!
Le
retour s’est fait sur l’océan calme comme un lac, avec un fort
soleil en face. « Nul ! », selon Olivier, pour qui
la mer d’huile veut dire manque d’intérêt sur u bateau. Mais
moi, j’étais bien contente de pouvoir prendre, cette fois-ci, des
photos de la Pointe du Raz, appellée ‘le bout du monde’ ainsi
que d’admirer de près le Phare de la Vieille. On a vraiment hâte
de retourner à l’Ile de Sein, c’était une belle découverte !
Cudowne! Jak to się stało, że dopiero teraz trafiłam na ten wspaniały blog? :) Zostaję!
ReplyDeleteBlog istnieje dopiero od kilku miesięcy :) Bardzo mi miło, witam Cię tutaj serdecznie! :)
DeleteWcale ci sie nie dziwie, ze zeszlas maladowac baterie :) dla uchwycenia tego widoku z gory, tez bym to zrobila :) cudowne fotki i zazdroszcze takich weekendowych wypadow :)
ReplyDelete:) Nie jest tak oczywiście co weekend, ale w miarę możliwości staramy się korzystać z piękna okolicy.
DeleteSuper relacja. Uwielbiam bretońskie wyspy. Polecam Ile aux moines, Ile d'Arz czy Belle Ile. Dwie pierwsze są idealne na wycieczkę rowerową :)
ReplyDeleteDziękuję :) Jak nadarzy się okazja, chętnie się tam wybiorę!
DeleteJAK zawsze cudne klimaty :)
ReplyDeleteKocham te kolory!
ReplyDeleteJa też! Bretania nie przestaje mnie zachwycać :)
DeleteAleż pięknie! A okiennice jak z bajki:)
ReplyDeleteco za krajobrazy!
ReplyDeleteWitaj:) Ależ się ciszę, że tu trafiłam:) Z przyjemnością zostanę na dłużej:) Widoki cudne i kiedyś na pewno tam pojedziemy:) Pozdrawiam serdecznie!
ReplyDeleteDziękuję :) Bardzo mi miło, witam na blogu i również pozdrawiam ciepło!
DeleteMagnifiques tes photos! je ne connais pas mais tu me donnes très envie d'aller découvrir l'île!
ReplyDeleteMerci! :)Honnêtement, c'est super joli. Cette excursion a depassé mes attentes. En plus, tu as l'avantage de pouvoir y aller hors-saison, avec moins de monde. On s'est dit que ce serait sympa de dormir sur place, la prochaine fois :)
Deletej'adore les iles!!!;-)a kolory Bretanii są niepowtarzalne!!! I love it!
ReplyDeletePięknie! Tak spokojnie, sielsko, piękne wybrzeże, te okiennice, kwiaty!
ReplyDelete