Zacznę od anegdoty na temat pewnej fotografii. Zdjęcie zamieszczone
poniżej jest moim ulubionym z tych, które przywiozłam z Paryża. Co ciekawe,
przechodząc z Karoliną przez Most Aleksandra III, nie chciałam, by całe wieki
czekała, aż zrobię zdjęcia, nie poświęciłam więc im szczególnie dużo uwagi. W
dodatku skupienie się dobrym ujęciu utrudniało oślepiające słońce. Dopiero na
komputerze odkryłam, że przez przypadek udało mi się uwiecznić przy okazji
mostu również zakochaną parę! Po tej dygresji wracamy do chronologii paryskiego
dnia spędzonego w towarzystwie Karoliny: wczesnym popołudniem udałyśmy się
w okolice ulicy o wdzięcznie brzmiącej nazwie: Les Cinq Diamants.
Je commence par une petite
anecdote concernant ma photo préferée parmi celles que j’ai prises à Paris. (ci-dessous).
Curieusement, elle a été prise à la va-vite, car je ne voulais pas obliger ma
nouvelle copine blogueuse, Karolina, à m’attendre trop longtemps. En plus,
le soleil éblouissant rendait la prise de vue assez compliquée et ce n’est que
sur l’ordinateur que j’ai découvert le couple que j’ai immortalisé par hasard
au même moment que le pont ! Revenons à nos moutons : je continue le
récit chronologique de notre journée parisienne. Au début de l’après-midi, nous sommes allées dans le XIIIème.
Z wstępnego opisu mojej
towarzyszki nie kojarzyłam tego miejsca, ale tuż po wyjściu z metra je
rozpoznałam: mieszkał tu kiedyś mój kolega. Naszym celem była restauracja
baskijska, dostosowana, jako jedna z nielicznych, do naszego rytmu dnia, który
w tamtą sobotę odbiegał od francuskich norm: obiad serwują tu do 16, co we
Francji jest ewenementem. Zanim zajęłyśmy miejsce przy stolik, musiałyśmy
jednak jeszcze urządzić sobie spacer do bankomatu, bo nie honorowano tam kart
(no cóż, coś za coś). Po drodze zachwyciło nas tyle ciekawych miejsc, że
przechadzka mocno się wydłużyła i nie żałowałyśmy braku gotówki.
J’avais cru ne pas connaître
cet endroit, mais je l’ai reconnu tout de suite en sortant du métro :
j’avais bien mémorisé le joli nom de la rue des Cinq Diamants où habitait un
ami. Nous nous sommes dirigées vers un resto basque que Karolina connaissait
déjà et qui était en accord avec notre rytme de la journée : on pouvait y
déjéuner jusqu’à 16h. Cependant, avant de pouvoir nous y attabler, on a dû
aller chercher un distibuteur, mais cette balade u peu forcée s’est avérée
super intéressante. Captivées par le street-art, on a bien pris notre temps...
Restauracja spełniła nasze
oczekiwania: było pysznie i w rozsądnej cenie, a porcja sałatki Karoliny była
tak imponująca, że zaspokoiła jej głód na resztę dnia. Moje danie (papryczki
faszerowane pastą z dorsza) choć dużo skromniejsze, było równie dobre i podane
w domowy sposób, jak w typowym francuskim bistro. Do tego kieliszek sangrii,
której pewnie Francuz w życiu nie wypiłby do ryby (jak mój mąż, dla
którego anegdotą roku było to, że po powrocie mojej mamy z Hiszpanii
otworzyliśmy wino do obiadu i właśnie rybie towarzyszyła sangria), ale my nie
musimy przejmować się takimi sztywnymi zasadami no i wino nie było wcale
przesadnie słodkie.
Le resto ne nous a pas déçues :
il y avaient de bons plats aux prix raisonnables. La salade de Karolina était si
énorme qu’elle n’a plus eu faim de la journée. Mes poivrons avec de la brandade
de morue étaient succulents. De la bonne sangria pour accompagner tout cela,
chose probablement inadmissible pour les Français, mais nous, on ne se prend
pas la tête. Mon mari a été très marqué par le mélange
sangria-poisson qu’on lui a servi une fois chez mes parents en Pologne, mais
c’était juste parce que ma mère venait de rentrer de l’Espagne et voulait nous
faire goûter les spécialités de là-bas. Pour nous qui n’avons pas tellement la
culture du vin, ce n’était pas très grave...
Następnie przemknęłyśmy pod wieżą
Eiffla, ale upał i tłum szybko dały się nam we znaki i postanowiłyśmy
poszukać jakiejś ustronnej kawiarenki.
Ensuite, nous somes passées
à côté de la tour Eiffel, mais la foule et la grosse chaleur nous ont vite
fatiguées. Nous voilà parties à la recherche d’un café sympa.
Padło na ‘Le Moulin de la
Vierge’, utrzymaną w przyjemnym klimacie retro, z niezłą kawą i świetnymi
wypiekami, sądząc po naszej babeczce, którą się podzieliłyśmy, nie mając już
miejsca na osobny deser.
On a choisi ‘Le Moulin de la
Vierge’ où il y avait de l’ambiance un peu rétro et où on servait de bons gâteaux.
Nous n’en avons pris qu’un pour deux après le repas copieux du midi, mais il a
été délicieux.
Potem przeszłyśmy się kawałek dalej
i wsiadłyśmy do metra, zdążając na spotkanie z kolejną polską blogerką
mieszkającą w Paryżu: Justyną z bloga Food for thought, który, jako fanka zdjęć
Justyny, Wam serdecznie polecam. Spędziłyśmy w trójkę świetny wieczór. Paryż,
który znienacka przywitał mnie tego dnia ogromnym upałem i duchotą, pozostawił
po sobie mimo wszystko przyjemne wrażenie.
On a continué la balade pour
prendre ensuite le métro. Nous avions rendez-vous avec Justyna, une autre
blogueuse Polonaise qui tient un très chouette blog Food for thought (je vous
le recommande et personnellement, je suis fan de ses photos !). On a passé
une excellente soirée. Paris, qui m’a accuieilli avec une grosse chaleur
étouffante, m’a laissé une bon souvenir malgré tout.
Dużo gorzej było w drodze
powrotnej: pojawił się problem z metrem na mojej stacji (pociąg utknął na
stacji na jakiś kwadrans i nie można było do niego wsiąść), przeszłam się więc
na RER, gdzie też były jakieś komplikacje i czekałam na pociąg prawie pół
godziny. Godzinę później, kiedy zła i zmęczona dotarłam w miejsce docelowe,
siedząc z Karoliną na kolacji (tak, spotkałyśmy się kolejny raz – kupione w
Paryżu książki, które u niej zostawiłam okazały się doskonałym pretekstem)
dostałam sms-a, że mój pociąg nie odjedzie ze względu na strajk. Widocznie za
długo udawało mi się mieszkać we Francji i nie odczuwać na własnej skórze
konsekwencji protestów…Udało mi się zamienić godzinę wyjazdu, jednak pociąg
miał 40-minutowe opóźnienie, bo zatrzymał się dwa razy w ciągu jazdy. W tym
raz, zupełnie jak w Polsce, stanął w szczerym polu. Po chwili usłyszeliśmy
komunikat, że winna temu jest… krowa (szczegółów brak), na co cały przedział
wybuchnął gromkim śmiechem. To jeszcze nie koniec przygód. Już w Bretanii, na
przystanku autobusowym, jakaś pani wpadła na mnie z takim impetem, że rozdarła
mi papierową torbę, w której trzymałam mnóstwo rzeczy i które wszędzie się rozsypały.
Nie ukrywam, że z ogromną ulgą dotarłam do domu i że całkowicie rozumiem osoby,
które zarówno sam Paryż, jak i poruszanie się po nim, bardzo męczy. Jest to
jednak miasto o wielu twarzach i mam nadzieję, że udało mi się pokazać Wam je
na zdjęciach od dobrej strony.
Au retour de mon périple polonais, le passage à Paris était beaucoup
moins agréable. Problème de métro à Porte Maillot, je me redirige vers le RER,
où j’apprends qu’il n’y a qu’un train sur deux qui circule. Je retrouve Karolina
(on s’est donné un autre rendez-vous,en ayant comme bon prétexte les livres que
j’ai laissés chez elle) presque une
heure plus tard que prévu. Déjà fatiguée et enervée, j’apprends une demi-heure
plus tard que mon train de lendemain est annulé. Heureusement, je ne suis pas
loin de la gare, je cours donc échanger mon billet. C’est bon, mais le train
aura eu 40minutes de retard, après s’être arrêté deux fois, dont une en plein
champ. La cause de perturbations du traffic ? « Une vache ». Pas
plus de détails. Tout le compartiment écalte de rire. Mais à la fin du voyage,
je n’ai plus envie de rire, quand à l’arrêt de car, déjà en Bretagne, une dame se
précipite sur moi avec une telle force qu’elle déchire mon sac en papier et de
nombreux objets qu’il contenait s’éparpillent partout...Le transport, c’est
parfois bien fatigant, surtout à Paris et je suis bien content de ne pas en pâtir
au quotidien.
W Paryżu chyba wszędzie jest ładnie :) A ta babeczka z malinami...mniam!
ReplyDeleteMoi aussi je suis fan de ta première photo! Quant à ta balade dans le XIII°, j'aime beaucoup, on se croirait dans un village en plein coeur de la capitale!
ReplyDeleteAle pyszności nacykałaś ;-) Aż zgłodniałam :-d
ReplyDeleteLa suite est tout aussi superbe!
ReplyDeleteMerci Kasia de nous faire partager ces bons moments!