W
ostatnich latach widziałam w sieci sporo malowniczych relacji ze
świątecznych jarmarków, zwłaszcza tych w Niemczech i w Alzacji.
Musi tam być niezwykle klimatycznie: mnóstwo światełek i kolorów,
świąteczne, korzenne aromaty i radosny gwar w powietrzu. Tak je
sobie wyobrażam i na chwilę obecną tyle musi mi wystarczyć –
jako że w grudniu nie wyjeżdżaliśmy poza Bretanię, postanowiłam
sprawdzić, co oferują lokalne kiermasze.
Ces
dernières années, j’ai regardé sur Internet un bon nombre de
jolis reportages photo des marchés de Noël, surtout ceux en
Allemagne et en Alsace. D’après ces images, je m’en suis fait
dans la tête une vision plutôt pittoresque: je les imagine
avec de jolies illuminations et couleurs partout, avec un bon parfum
d’épices dans l’air et un joyeux vacarme. En attendant d’aller
les admirer en réalité, je suis allée voir à quoi ressemblent les
marchés de Noël en Bretagne.
Udało
mi się zahaczyć o dwa z nich: jeden na północy w Bretanii w La
Clarté niedaleko Perrot-Guirec (niestety zapomniałam wtedy karty
pamięci do aparatu- siłą rzeczy nie przywiozłam żadnych zdjęć).
Drugi był jarmark w Breście, na który dotarłam niedługo przed
Wigilią. Panowała na nim bardzo rodzinna atmosfera: dzieci chętnie
korzystały z atrakcji a rodzice podziwiali ich wyczyny, inni
dorośli spacerowali i robili drobne zakupy.
J’ai
réussi à en visiter deux cet hiver: celui de la Clarté à côté
de Perros-Guirec (malheureusement, je n’ai pas de photos de
celui-là car le week-end en question, j’ai oublié la carte
mémoire de l’appareil photo). Le deuxième était celui de Brest
où je suis allée peu avant Noël. Il y avait une ambiance
familiale : de nombreux enfants profitaient des attractions et
les parents les regardaient en souriant alors que d’autres adultes
flânaient dans les allées ou faisaient leur petit shopping.
W
ładnych, równych drewnianych budkach czekali cierpliwie sprzedawcy,
oferując napoje, przekąski, świąteczne specjały jak i spory
wybór rękodzieła.
Dans
de jolis chalets en bois, les vendeurs attendaient les clients avec
patience, en proposant des boissons, des friandises et des créations
artisanales.
Pierwszym
stoiskiem, które zobaczyłam, było to współdzielone przez trzy
stowarzyszenia z Brestu: Tilt, kuuutch i Les Ateliers de Louis.
Wypatrzyłam tam kilka perełek i na pewno z czymś bym wyszła,
gdyby nie to, że prezenty miałam już kupione. Kiedyś napisałam
cały artykuł o butiku Tilt, gdzie lokalni rzemieślnicy i
artyści połączyli swoje siły, by zapewnić w centrum miasta
dostęp do swoich niesztampowych wyrobów- świetna sprawa!
Dans
la première cabane où je suis entrée, j’ai trouvé de jolis
objets fabriqués à la main, proposées par trois associations :
Tilt, kuuutch et Les Ateliers de Louis. Certaines me faisaient de
l’œil et je serais sûrement ressortie avec quelque chose si je
n’avais pas bouclé ma liste de cadeaux auparavant. Si ça vous
intéresse, j’avais déjà rédigé un billet sur la boutique Tilt
où les artisans locaux se sont réunis pour pouvoir exposer leurs
créations au centre-ville de Brest, que
vous pouvez lire ici.
Niestety
nie znam nazw reszty wystawców, ale stoiska wydały mi się ciekawe
i spora część pochodziła z okolic. Feeria barw była miłą dla
oka odmianą od szarej pogody.
Malheureusement,
je ne connais pas les noms des autres exposants (locaux pour la
majorité) mais les stands m’ont semblé intéressants. La féerie
de couleurs permettait de changer un peu de la grisaille
environnante.
Ostatnie
dwa zdjęcia powyżej to stoisko ‘Papa Pique et Maman Coud’ z
akcesoriami do włosów, torebkami i innymi drobiazgami. Pierwszy raz
na jeden ze sklepów tej bretońskiej firmy trafiłam podczas
licealnej wymiany w Rennes. Byłam oczarowana pięknymi wzorami
i kolorami: jest tam co prawda wiele artykułów dla dzieci, ale
z pewnych rzeczy się nie wyrasta. Portmonetkę, którą kupiłam
wtedy w Rennes, mam do dzisiaj!
Les
deux dernières photos ci-dessus, c’est le stand de ‘Papa Pique
et Maman Coud’. J’ai découvert une de leurs boutiques pour la
première fois quand j’étais en échange scolaire à Rennes.
J’étais sous le charme des imprimés et des couleurs et même si
une partie des collections est plutôt destinée aux enfants, ils
continuent à me plaire (et je l’assume). D’ailleurs, j’ai
toujours le porte-monnaie acheté chez eux à l’époque à Rennes !
Szkoda,
że nie udało mi się tych zdjęć opublikować wcześniej, ale z
drugiej strony pewnie dla wielu z Was, tak jak i dla mnie, okres
świąteczny wiązał się z odpoczynkiem od Internetu. Poza tym
przez to, że wydarzenie miało raczej bajkowo-kolorowy niż typowo
bożonarodzeniowy charakter, mam wrażenie, że zdjęcia się nie
„przeterminowały”.
Je
regrette un peu de ne pas avoir publié ces photos avant les fêtes,
mais d’un autre côté, je suppose que, tout comme moi, vous avez
essayé de déconnecter un peu pendant cette période. En plus de
cela, je crois que cette ambiance féerique et colorée ne doit pas
être exclusivement associée aux fêtes de fin d’année, n’est-ce
pas ? Tout cela pour dire que j’espère ne pas être trop en
retard avec mon article.
Brakuje mi u mnie wydarzeń z takim klimatem :(
ReplyDeleteJ'ai l'habitude des grands marchés de Noël du Nord de la France et depuis mon arrivée en Bretagne, je suis un peu déçue par ceux que je vois. Celui de Brest a l'air vraiment très chouette, il faudra que je vienne le voir... dans 11 mois!
ReplyDeleteTon commentaire m'a donné envie à mon tour de découvrir les marchés de Noël du Nord ! ;) C'est une belle tradition je trouve!
DeletePiękna, świąteczna atmosfera! Wydaje mi się, że moment jest jak najbardziej właściwy - przyjemnie jest wrócić myślami do tego świątecznego nastroju :))
ReplyDeleteBardzo się cieszę, że tak uważasz- ja też nie mam nic przeciwko przedłużeniu tej radosnej i ciepłej świątecznej atmosfery. ;)
Delete