Jestem z powrotem ! Najpierw krótsze i dłuższe
wycieczki po Bretanii pochłonęły mnie na dobre, a potem zaczął się maraton
ząbkowania, chorowania i niespania. Z przyjemnością usiadłam dziś przy
komputerze, by oderwać sie na chwilę od tych codziennych zmartwień i wrócić
myślami do bardzo miłej rodzinnej wycieczki.
Me voilà de retour! Depuis le dernier post, j’ai pas mal bougé en
Bretagne, et puis il y a eu les soucis de la vie quotidienne des jeunes parents
(poussées dentaires, maladies, nuits blanches). C’est avec plaisir que je me
pose devant l’ordinateur aujourd’hui pour me détacher un peu de tout ça et pour
vous raconter notre escapade en famille bien sympa.
Lamballe
Na jeden z kwietniowych weekendów
zaplanowaliśmy sobie wypad do sąsiedniego departamentu, les Côtes-d’Armor. W
sobotę odwiedziliśmy Lamballe, ponieważ Olivier miał tam spotkanie stowarzyszenia,
w którym się udziela. Podczas gdy on byl zajęty, Milan i ja spędziliśmy
przemiło czas z moją uczennicą i jej narzeczonym, którzy mieszkają niedaleko.
To dla mnie ogromna frajda, gdy mogę zobaczyć moich uczniów na żywo (większość
znich mieszka w innych krajach) i trochę lepiej i ch poznać.
On s’est programmé une excursion dans les Côtes-d’Armor pour un
week-end en avril. Samedi, on s’est rendus à Lamballe, car Olivier avait une
réunion d’une association dont il fait partie. Pendant ce temps-là, Milan et
moi, on a bien passé le temps avec mon élѐve et son fiancé. C’est toujours un
grand plaisir pour moi de rencontrer mes élѐves en vrai (ça nous change du
Skype), d’autant plus qu’ils habitent dans des pays différents.
Lamballe to małe, ale urokliwe miasto. Słynie
ze stadnin koni (le Haras national de
Lamballe), które można zwiedzać z przewodnikiem. Poza podziwianiem pięknych
kamienic na starówce (w najpiękniejszej znajduje się muzeum Mathurina Méheuta,
znanego bretońskiego malarza, który urodził się w Lamballe) oraz imponującego
kościoła (dokładniej mówiąc- kolegiatą) położonego na wzgórzu, można tu miło
spędzić czas na spacerach.
Lamballe n’est pas bien grande, mais fort charmante. La ville est connue
pour son Haras (qu’on peut visiter avec un guide), pour son musée Mathurin
Méheut et pour sa collégiale, située sur les hauteurs. En dehors de cela, il
est vraiment agréable de se balader à pied à Lamballe.
Dlatego wraz z Jolą i Michałem przeszliśmy
się wzdłuż jeziora, po drodze z centrum mijając cudne altanki nad rzeką –
niezwykle sielski widok. Ta trasa nazywa się ‘le circuit de lavoirs’, czyli dosłownie szlak pralni, bowiem
altanki powstały przy zejściu do rzeki, nad kamiennymi schodkami, gdzie kiedyś
najwyraźniej robiło się pranie. Podczas wspólnego spaceru nie wyciągałam w
ogóle aparatu, ale wstawię kilka zdjeć z telefonu, żebyście mieli pojęcie, o
czym mówię.
Et justement, on a pas mal marché avec Jola et Michał, on a notamment
fait tout le tour du lac et, en venant du centre-ville, j’ai découvert le
circuit des lavoirs que j’ai adoré ! J’ai vraiment beaucoup aimé les
petites maisonnettes créées à ces emplacements-là. Lors de notre promenade, je n’ai pas sorti
l’appareil, mais je vais vous montrer quelques photos prises avec le téléphone
pour que vous sachiez de quoi je parle.
Jeśli mielibyście ochotę zobaczyć
zdjęcia z innych miast w Côtes-d’Armor, to zapraszam Was na wirtualne wycieczki
do : Lannion, Guingamp, Tréguier.
Si vous avez envie de découvrir d’autres villes des Côtes-d’Armor, je
vous invite à lire mes articles concernant : Lannion, Guingamp, Tréguier.
Cap Fréhel
Na niedzielę zaplanowaliśmy sobie
rodzinną wycieczkę nad morze, a tu rano okazało się, że pogoda spłatała nam
figla i się zupełnie zepsuła – po przepięknej sobocie nagle zrobiło się szaro,
deszczowo i ponuro. Idealny dzień na wyprawę do muzeum, które niestety było
jednak nieczynne w niedzielę. Zdecydowaliśmy więc pojechać mimo wszystko na
wybrzeże. Warto wiedzieć, że w Bretanii pogoda nad oceanem jest często lepsza
niż w głębi lądu, jest też większa szansa na przejaśnienia. Tak było i tym razem, gdy zawitaliśmy do Cap
Fréhel.
Alors qu’on avait prévu d’aller en famille au bord de mer dimanche, la
météo nous a joué un tour: aprѐs un magnifique samedi tout
ensoleillé, le temps s’annonçait trѐs mauvais dimanche. C’est devenu gris,
pluvieux, morose, bref, un temps parfait pour visiter un musée, mais
malheureusement celui de Mathurin Méheut est fermé le dimanche. On a donc
décidé d’aller vers la côte malgré tout. Il est bon de savoir qu’en Bretagne il
ne faut pas se fier aux apparences au niveau de la météo : le temps peut
trѐs bien se lever dans la journée, surtout prѐs du littoral. Et tel fut le cas lors de notre virée, fort
heureusement !
Być może pamiętacie, że miałam
okazję oglądać ten znany bretoński przylądek w zeszłym roku z poziomu wody. Obiecaliśmy sobie wtedy, że wrócimy
go obejrzeć ‘na nogach’ i tak też zrobiliśmy.
Vous vous rappelez peut-être que j’avais l’occasion de découvrir cette
pointe bretonne bien connue l’année derniѐre, à l’occasion d’une balade en
bateau. On s’est promis avec Olivier à ce moment-là d’y retourner côté terre et
voilà, on l’a fait !
To bardzo piękne miejsce i niewątpliwie warto
tu zawitać. Mam jednak kilka refleksji związanych z tą okolicą. Muszę przyznać,
że oglądanie Cap Fréhel ze statku zrobiło na mnie większe wrażenie. Perspektywa
sprawiła, że klify wydały się jeszcze wyższe i bardziej majestatyczne. Bardzo
polecam Wam rejs, tutaj opisałam go Wam ze szczegółami a dzięki uprzejmości
przewoźnika na moich Czytelników czeka zniżka. :)
C’est un trѐs bel endroit qui mérite indéniablement
la visite, mais j’ai aussi quelques réflexions à partager avec vous. D’abord,
je dois dire que le cap vu de l’eau m’avait quand même plus impressionnée.
C’est sans doute la perspective, le point de vue qui fait que les falaises
paraissent encore plus hautes et majestueuses. Je vous recommande la virée d’autant
plus que vous pouvez profiter d’une réduction prévue pour mes lecteurs, vous trouverez tous les d étails ici.
Po drugie, na pewno warto spędzić
czasu w okolicy i przejść się szlakiem wzdłuż wybrzeża (le sentier côtier). Dotarcie na przylądek po kilku godzinach marszu
na pewno smakuje inaczej niż podjechanie tam autem. Mnie trochę tego tych
wrażeń zabrakło. Polecam Wam też dojść aż do Fortu La Latte, czego my tego dnia
nie mogliśmy zrobić, ale podobno warto. Przepiękne zdjecia ze spaceru wzdłuż
klifów znajdziecie w relacji czytelniczki Julity z jej wakacji w Bretanii.
Ensuite, cela mérite sans doute le détour de passer plus de temps dans
les environs et de faire une bonne marche le long du sentier côtier. J’imagine
que si on arrive au cap aprѐs avoir randonné, cela a une autre saveur que d’y
arriver simplement en voiture comme on a fait (et justement, il me manquait
quelque chose). Nous n’avons pas pu rejoindre le Fort la Latte non plus, mais
il semble valoir le coup. Si vous avez envie de voir quelques images d’une
rando dans le coin, quelques beaux clichés sont disponibles ici, ils ont été
réalisés par une lectrice du blog, Julita.
Wydaje mi się, że to właśnie z
tras spacerowych widoki są czasem piękniejsze niż z punktu nagłaśnianego jako
główna atrakcja. Może to też kwestia oczekiwań- przylądki, zwłaszcza te
najbardziej znane, szeroko zachwalane, wyobrażamy sobie jako niesłychanie
piękne punkty widokowe. Tak rzeczywiście jest, ale ja jeszcze bardziej lubię
dać się zaskoczyć i zboczyć z głównych tras w poszukiwaniu zachwytów.
Il me semble que parfois, en s’éloignant du point de vue principal, on
découvre des paysages encore plus jolis (et en prime, ces endroits sont moins
fréquentés). C’est peut-être également une question d’attentes : les
différentes pointes étant recommandées partout comme des ‘incontournables’, on
se les imagine forcément de toute beauté. Et je ne vais pas dire qu’elles ne le
soient pas, c’est juste que c’est bien aussi de regarder un peu autour pour
être encore plus émerveillé et peut-être surpris.
Również tamtego dnia najbardziej
zauroczył mnie widok, na jaki natknęliśmy się po drodze i nie mogłam
powtsrzymać się przed zatrzymaniem się przy drodze (na szczęście można było
bezpiecznie zaparkować przy tym punkcie wiokowym) w obie strony na zdjęcia. Jak możecie zauważyć, wszystko
zdążyło się zmienić w stosunkowo krótkim czasie: warunki atmosferyczne,
światło, kolor wody, pływy. Uwielbiam w Bretanii to, że nawet dobrze znane nam
miejsca nigdy nie wyglądają tak samo. Nie sposób się znudzić.
Ce jour-là, j’ai été le plus émerveillée par un point de vue repéré sur
le chemin. Je n’ai pas pu m’empêcher de sauter de la voiture à l’aller et au
retour pour prendre ce merveilleux paysage en photo. D’ailleurs, vous pouvez
remarquer combien de choses ont changé en peu de temps : les conditions
météo, la lumiѐre, la marée. C’est (aussi) pour ça que je ne me lasse pas du
tout des paysages bretons, car même les endroits bien familiers me paraissent
différents à chaque passage.
W drodze powrotnej mieliśmy
ochotę na choć krótki przystanek w jakiejś nowej dla nas okolicy. Zaintrygowały nas znaki kierujące do
punktu widokowego w Pleuneuf-Val-André: l’Ilot du Verdelet. Bardzo ładnie tam,
tylko wiało tak, że ho ho! Jednak dzięki temu mogliśmy podziwiać imponujące
wyczyny doświadczonych kitesurferów. Potem już wracaliśmy do Finistѐre,
wypoczęci i z “przewietrzoną”głową pełną wrażeń – dla tych uczuć uwielbiam
takie weekend poza domem!
Sur le chemin du retour, on avait envie de faire au moins une petite
escale pour découvrir encore autre chose. Les panneaux indiquant l’Ilot du
Verdelet à Pleuneuf-Val-André nous ont intrigués et on les a suivis. C’était
joli, mais trѐѐѐѐѐs venté cet aprѐs-midi-là. Néanmoins, grâce à cela, on a pu
admirer les prouesses réalisées par deux kitesurfeurs bien expérimentés. Nous
sommes ensuite rentrés dans le Finistѐre. On s’est bien reposé, on en a pris
plein les yeux et on a changé d’air : c’est tout ça qui me fait aimer les
week-ends à l’extérieur !
No comments
Post a Comment