Często pytacie mnie, co
zobaczyć w Bretanii. Wybór nie należy do najłatwiejszych, z ciężkim sercem
trzeba wykreślić niektóre punkty z listy, bo wszystkiego nie da się zobaczyć w
czasie mocno ograniczonym przez jeden (zawsze za krótki) urlop. Polecam, by
koniecznie w program wycieczki wpisać co najmniej jeden spacer szlakiem wzdłuż
wybrzeża. Zapewniam, że nie pożałujecie.
L’une
des questions que je reçois le plus souvent et qui est d’ailleurs la plus
difficile, c’est ce qu’il faut voir en Bretagne. Je sais que c’est dur de faire
le choix, de supprimer certains endroits de la liste, mais il faut bien le
faire. On ne peut pas tout voir le temps d’un séjour qui s’avère toujours trop
court, quoi que l’on fasse. Je recommande en tout cas de toujours inclure dans
le programme au moins une balade le long des sentiers côtiers. Vous n’allez pas
le regretter.
Wybór tras jest
ogromny, bo szlaki (les sentiers côtiers,
zwane też les sentiers des douaniers) wiodą
wzłuż wybrzeża w całej Bretanii. Warto więc zaplanować sobie kilka wycieczek,
na przykład jedną całodniową i krótsze spacery. Rozmaite przylądki są świetną
opcją, ale tak naprawdę warto też zatrzymać się w niepozornych miejscach i odkrywać
okolicę, próbując szczęścia.
Le
choix des balades est immense, car les sentiers des douaniers longent toute la côte
bretonne. Il est donc intéressant de planifier plusieurs excursions, par
exemple l’une pour la journée et d’autres balades plus courtes. Il y a de très
belles pointes à voir, mais vous pouvez également vous arrêter un peu n’importe
où, au petit bonheur la chance, et d’aller explorer le coin.
Zdjęcia, które dziś
oglądacie, zostały zrobione właśnie w takim mało znanym miejscu, które z mężem
odkryliśmy przypadkiem i bardzo lubimy tam wracać. Tym razem zabrałam tam Dagmarę
– bliską koleżankę, która ostatnio nas odwiedziła. Dagmara była pierwszą Polką
mieszkającą w Bretanii, która odezwała się do mnie przez bloga i tak sie poznałyśmy
ładnych parę lat temu. Niestety od niedawna mieszka w innej części Francji i
przyjechała stęskniona za oceanem.
Les
photos que vous voyez aujourd’hui ont justement été prises dans un endroit peu
connu, sur le sentier côtier à Plougonvelin, un bout de chemin avant la Pointe
Saint-Mathieu. On a découvert cet endroit par hasard avec mon mari et on aime
bien y retourner. Cette fois, j’y suis allée avec une amie, Dagmara. On a fait
connaissance il y a quelques années, elle était la premiѐre parmi les
Polonaises en Bretagne à me contacter via le blog. Hélas, elle n’habite plus
notre belle région depuis peu, et elle est venue se ressourcer quelques jours au
bord de la mer.
Z jednej strony
miałyśmy widok na la Pointe Saint-Mathieu
(możecie wypatrzyć na niektórych ujęciach czubek latarni morskiej po prawej stronie),
z drugiej – Półwysep Crozon ze wspaniałym przylądkiem la Pointe de Pen-Hir. Okazało się, że obie uwielbiamy to miejsce, można tam
poczuć siłę żywiołów.
D’un
côte, on apercevait la Pointe Saint-Mathieu (vous
verrez peut-être le bout du phare à droite des certaines photos) et au loin, de
l’autre côté, la Pointe de Pen-Hir. On est toutes les deux fans de cet
endroit où l’on peut ressentir la force des éléments.
Podczas naszego spaceru
największą atrakcją okazało się jednak zimowe bretońskie światło, dzięki któremu te
same widoki prezentowały się co i rusz zupełnie inaczej. Woda mieniła się w
słońcu, nieustannie zmieniając kolor a chmury pędziły po niebie, popychane
niespokojnym wiatrem, rzucając na taflę
wody długie cienie. Raz było bajecznie, raz nieco groźnie. Na całe szczęście
udało nam się nie zmoknąć, bo to największe ryzyko spacerów wzdłuż klifów o tej
porze roku. W razie deszczu
lub gradu nie ma się gdzie schować i obrywa się solidnie. Dla takiego światła i
widoków warto jednak zaryzykować.
La
vedette de notre balade était incontestablement la belle lumiѐre hivernale en Bretagne qui nous a permis de voir les mêmes paysages
sous différents angles à chaque fois. L’eau scintillait grâce aux rayons de
soleil et n’arrêtait pas de changer de couleur. Les nuages semblaient s’engager
dans une course un peu folle, inspirés par le vent puissant, tout en laissant des
ombres impressionnants sur la surface de l’eau. L’ambiance changeait entre
féérique et quelque peu menaçante. Heureusement qu’on n’a pas eu de pluie !
En cas de pluie ou de grѐle, il n’y a pas où s’abriter et on se prend une bonne
saucée : voilà le seul inconvénient possible d’une telle balade en hiver. Mais
les paysages incitent à prendre le risque !
Na koniec bonus-
zdjęcia zza kulis. Ostatnim razem pojawiły się one na blogu już dość dawno temu i także
zrobione ręką Dagmary. Tym razem załapałam się nawet na panoramy – czasem w
całości, a czasem tyko moje ręce. ;)
Et
pour finir, quelques photos des coulisses. Cela faisait longtemps ! La derniѐre fois, c’était également Dagmara qui m’a immortalisée en train de prendre des
photos. Cette fois, je fais même partie de ses panoramas, avec la silhouette
entiѐre ou juste mes mains dessus. ;)
No comments
Post a Comment